O Fruicie Chanie pisze się dużo w kontekście politycznym, o tym jak partyzancko kręcił swoje filmy, o tym jak nie bał się mierzyć z wielkimi wydarzeniami, zanim można było o nich mówić jeszcze, że są historią. To faktycznie twórca, który na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych trzymał rękę na hongkońskim pulsie, i opowiadał o zdarzeniach, które do dziś kształtują historię Pachnącego Portu. Niemniej podczas oglądania jego retrospektywy na 13-tej edycji festiwalu filmowego Pięć Smaków zwróciłem uwagę przede wszystkim na to, jak wyobraźnia autora znajduje możliwość do ekspresji na poziomie wizualnym.
Trylogia Prostytucji Fruita Chana opowiada o tytułowym temacie wieloma filmowymi językami – Durian Durian, Hongkong Hollywood oraz Trzej mężowie mówią różnymi poetykami, dokumentując miasto w okresie największych politycznych przemian. Jednocześnie, Trylogia Prostytucji oparta jest o stary dobry scenariuszowy zabieg w myśl którego najlepiej o wielkich sprawach opowiada się w mikroskali. Bohaterami tych tytułów są więc outsiderzy – nie tylko tytułowe prostytutki, ale także dzieci, robotnicy napływowi, czy rzeźnicy. W ich centrum znajdują się zagadnienia związane z seksualnością i mechanizmami władzy, dyktowanymi m.in. przez ewolucję Hong Kongu po włączeniu do Chińskiej Republiki Ludowej.
Każdy z trzech filmów skupia się więc na pojedynczej prostytutce umieszczonej pomiędzy tryby wielkiej historii. Durian Durian to obraz utrzymany w estetyce wręcz dokumentalnej – sam reżyser chcąc uniknąć problemów ze strony triad kręcił film na ulicach małą kamerą, nie rzucając się w ten sposób w oczy. Jeśli kino hongkońskie kojarzy nam się przede wszystkim z osiągnięciami nowej fali lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, to Durian Durian będzie wyglądał bardzo zaskakująco. Nie ma tu wysmakowanych zdjęć Christophera Doyle’a jak w filmach Wong Kar-Waia, dodatkowo próżno tu szukać choreograficznego geniuszu z filmów Johnniego To, czy też Johna Woo.
W kontrze do stereotypowej, romantyzowanej wizji hongkońskiego tygla, Fruit Chan pokazuje metropolię wypełnioną napięciami rasowymi i ekonomicznymi. Korzysta przy tym z realistycznego, buntowniczego i niemal wulgarnego języka filmowego. Durian Durian to obraz zbliżony do tego znanego choćby z wcześniejszej Trylogii Przekazania. Z całej filmowej serii jest to najbardziej wizualnie surowe dzieło, w którym jednak objawia się już najciekawszy moim zdaniem element twórczości Fruita Chana.
Hongkoński mistrz ma bowiem absurdalną wyobraźnię wizualną. Oczywiście oprócz samych walorów estetycznych, filmy Trylogii Prostytucji nacechowane są typowym dla Chana symbolizmem i odwagą w mierzeniu się z zawiłymi zagadnieniami tożsamościowymi. Predylekcja autora do przyglądania się ludzkiemu ciału za pomocą zbliżeń, niejako krojąc je na drobniejsze kawałki, wyraża się w kilku świetnych scenach Duriana Duriana. Zapewne najbardziej zapadającym w pamięć elementem jest naturalistyczny obraz stóp głównej bohaterki, łuszczących się od wielokrotnych pryszniców z klientami w trakcie pracy. Jednak najciekawszą sceną wydaje mi się ta, w której protagonistka obmywa ciało wytatuowanego klienta (zapewne członka triad). Kamera na zbliżeniach przygląda się każdemu z małych arcydzieł zapisanych na ciele gangstera. W ten sposób Fruit Chan ukazuje potencjał ludzkiej skóry do opowiadania historii, bycia nośnikiem przeszłości, a jednocześnie źródłem zupełnie absurdalnego humoru.
Ta myśl zostaje zwielokrotniona w genialnych napisach początkowych do Hollywood Hongkong. W otwierającej sekwencji widzimy trójkę bardzo otyłych mężczyzn jadących bez koszulek ciężarówką przez miasto. Chwilę potem wysiadają z pojazdu, i wypakowują z niego świńskie tusze. Ciała zwierząt ocierają się więc o nagą ludzką skórę w wizualnym żarcie stanowiącym znak równania pomiędzy mężczyznami a prosiakami. Zaś same napisy początkowe zostały wytatuowane na jednej ze świń, które odbyły już wizytę u rzeźnika. Później widz dowiaduje się, że mężczyźni stanowią rodzinę, zaś do maciory trzymanej w domu zwracają się per „Mama”. Wreszcie, jak zauważa Timmy Chen w eseju o Trylogii Prostytucji, nazwisko rodziny („Chu”) jest homofonem „świni”. (Chen, 2019, s. 75).
W filmie Chana ciała stają się dodatkowo nośnikami pogłębionych znaczeń politycznych. Gdy lokalnemu alfonsowi zostaje ucięta ręka, w makabrycznym gagu najmłodszy członek rodziny Chu znajduje ją na dachu swojego pokoju. Przyszyta z powrotem kończyna okazuje się należeć jednak do kogoś innego. Sugerują to odmienne tatuaże, jednak czarne jak ropa poczucie humoru Chana kazało mu pójść z żartym jeszcze dalej. Bohater budzi się więc po operacji z dwoma lewymi rękami, co wg cytowanego już Timmy’ego Chena miało stanowić „niezbyt subtelny komentarz na temat potworności i niepowodzenia koncepcji „jednego państwa, dwóch systemów”” (Chen, 2019, s. 78).
„Facet to świnia” mogłoby stanowić również maksymę ostatniej części trylogii Fruita Chana. Trzej mężowie to prowokacyjny obraz, o którym trudno jednak pisać w superlatywach. Zwieńczenie Trylogii Prostytucji nadeszło siedemnaście lat po Hollywood Hongkong. Reżyser przyznał, że ciężko mu było znaleźć fundusze na swój projekt, sam scenariusz filmu nie był do końca satysfakcjonujący, a znalezienie aktorki chętnej do gry w tego typu historii było trudne.
To wszystko nie jest szczególnie zaskakujące, gdy spojrzymy na bazowy koncept Trzech mężów. Mui mieszka na tance – na tej samej tance pracuje też jako prostytutka. Ujmując rzecz eufemistycznie, jej relacja z ojcem jest bardzo zawiła, i zahacza o elementy mocno kazirodcze. Na brak klientów nie narzeka, gdyż do jej łodzi cumuje naprawdę wielu mężczyzn, zaś natłok pracy wydaje się protagonistce nie przeszkadzać.
W finałowej części trylogii Fruit Chan odrzuca wszelkie tematy tabu, i idzie na całość w fantazyjnej prezentacji seksu. Już w otwierającej scenie widzimy wnętrze uchowca, wykrzywiające się w kształty kojarzące się z kobiecymi narządami rozrodczymi. To charakterystyczne dla Chana pożenienie kulinariów i erotyki doczekało się więc w Trzech Mężach swoistego climaxu. Od początku reżyser sugeruje widzowi, że to co we wcześniejszych częściach mogło znajdywać się raczej poza kadrem, w tej niemal baśniowej opowieści znajdzie się na ekranie bez żadnej cenzury.
Potencjał satyryczny Trzech mężów gubi się jednak mocno w głęboko groteskowej konwencji stosowanej przez reżysera. Tam, gdzie mężczyźni obrazowani są jako niezorganizowane pachoły niepotrafiące stawić czoła hiperaktywnej seksualnie Mui, ostrze krytyki zostaje stępione przez kompletnie przegięty humor. Dość rzec, że jako rekwizytów seksualnych bohaterowie używają choćby węgorza z prezerwatywą nałożoną na głowę, kikuta po amputowanej ręce (ten motyw jest pewnym rymem z Hollywood Hongkong gdzie wiele kończyn zostaje poddanych ekstrakcji), czy też ciężarówki wypełnionej kolorowymi piłeczkami.
Ponadto, film zdaje się opierać feministycznym odczytaniom. Choć Trzej mężowie mogą wydawać się progresywni, gdyż ukazują główną bohaterkę jako kobietę plus size, której seksualność nie jest spętana żadnymi konwencjami, to obraz Fruita Chana przedstawia swoją postać w sposób bardzo niezręczny. Przede wszystkim, protagonistka jest jednoznacznie kodowana jako postać cierpiąca na chorobę psychiczną, jej zdolności poznawcze zdają się być mocno ograniczone, zaś zachowanie bohaterki dyktowane jest jedynie seksualnymi impulsami.
Na festiwalu kampowy odbiór dzieła podkreślony został również przez brawurowe polskie tłumaczenie dialogów, pośród których wybijają się choćby takie perełki jak „bez lateksu nie ma seksu”. Trzej mężowie wydają się niepokojącym kierunkiem, w jakim reżyser zdaje się zmierzać. Kojarzy mi się to mocno z syndromem Kim Ki-Duka, który subtelny styl i lekkość przemyśleń z czasem zamienił na siermięgę, niesprawne operowanie groteską i pozbawione wyczucia stosowanie symboliki. Niemniej, co Fruit Chan nakręcił to jego, zaś Trylogia Przekazania, jak i Trylogia Prostytucji wydają się ciekawymi kronikarskimi zapisami czasów, choć burzliwych, to chyba jednak spokojniejszych niż obecna sytuacja w Hong Kongu.
Bibliografia:
Chen, Timmy, „Płeć i Polityka w Trylogii Prostytucji Fruita Chana”, [w:] Made in Hong Kong. Kino Czasu Przemian, red. Jagoda Murczyńska, Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk, Warszawa, 2019, s. 65-84.