Wielu pamięta jeszcze serial „Pitbull”. Nie należy to do odważnych stwierdzeń, na ogół słyszy się teksty z serialu, czy to o ogórku, śrubie czy naklejkach. Jeszcze bardziej jest to widoczne jeśli zauważymy jaką popularnością cieszą się inne, nowsze produkcje reżysera serialu. „Pitbull. Niebezpieczne Kobiety” był jednym z najczęściej oglądanych filmów w 2016. Nie da się więc zapomnieć o Patryku Vega, jednym z najciekawszych reżyserów współczesnego kina. Jednak mimo popularności w Polskich kinach, krytycy patrzą na artystę nieprzychylnie. Oskarżają jego filmy o bycie wulgarnymi, prostackimi czy bez wyrazu. I mają rację, choć w tym tkwi szkopuł. Ponieważ produkcje Patryka Vegi nie powinno oglądać się jak ambitne kino, rzucające światło na patologię społeczną, ale jako proste kino akcji.
Reżyser, z rekordem Guinnessa
Patryk Vega, lub wtedy Patryk Krzemieniecki urodził się w styczniu 1977 w Warszawie. Już za młodu interesował się kinem oraz montażem, marzył żeby w przyszłości zrobić karierę filmową. To jego aspiracje, oraz nieobecność ojca w jego życiu, zmusiły go do zmiany nazwiska na Vega, inspirując się takimi gwiazdami, jak Vincent Vega z filmowego hitu „Pulp Fiction” Quentina Tarantino, czy Susan Vega, amerykańskiej piosenkarce folkrockowej. Patryk liczył bowiem na zrobienie kariery nie tylko w Polsce, ale i międzynarodowo, marząc, że zapisze się złotymi literami na łamach światowego kina. Zanim jednak podjął się pracy za kamerami, Vega zaczął zarabiać już w wieku 14 lat, sprzedając nielegalne oprogramowania na giełdzie Warszawskiej. Co ciekawe, był laureatem nagrody Guinnesa, za najmłodszego twórcę grafik komputerowych. Po ukończeniu liceum rozpoczął naukę w Collegium Civitas w Warszawie na wydziale socjologii. Ukończył uczelnię z tytułem magistra ze specjalizacją socjologii medialnej. Oprócz Warszawskiej uczelni, Patryk uczęszczał do Łódzkiej Szkoły Filmowej, której, jednak nigdy nie ukończył. Za młodu nieraz wchodził w konflikt z prawem poprzez handel oprogramowani, oraz z własnym życiem, będąc uzależnionym od alkoholu i narkotyków. Jednak najdramatyczniejszym wydarzeniem w życiu reżysera był niedawny wypadek samochodowy, który Patryk wraz ze swoją rodziną przeżyli w wigilię bożego narodzenia. W efekcie, dzisiaj można mówić o nawróceniu Patryka Vegi, który odnalazł nową drogę życia w wierze. Lecz wiara nigdy nie znalazła odzwierciedlenia w jego filmach.
Dobry początek
Filmografię Patryka Vegi można podzielić na trzy etapy, w zależności od jakości produkcji jakimi się zajmował. Pierwszy chronologicznie etap to czasy serialowe, kiedy to Vega rozpoczynał swoją karierę, wpierw jako scenarzysta, przechodząc z czasem do zawodu reżysera. Wspominając takie seriale jak „Pitbull” można uznać tamten okres za złote czasy Patryka Vegi. „Pitbull” nie był zgoła oryginalną produkcją, istniało wiele polskich dzieł o tematyce policyjnej. Jednak „Pitbull” nie był wyjątkowy ze względu na historię, ale wspomniane już dialogi, cięte i doskonałe do cytowania. Postacie, których sukces w dużej mierze leży po stronie dobrej obsady, są interesujące i pozwalają nam w pełni docenić dialogi jakim nas serial raczy. Serial był także doskonałą odskocznią od polskiego obyczajowego trendu serialowego, składających się z produkcji takich jak „Na dobre czy na złe” czy „M jak Miłość”, stworzonych z myślą o naszych babciach. Oprócz „Pitbulla” Patryk Vega zrobił parę innych obiecujących produkcji, do których można zaliczyć (pierwszą) wersję filmową serialu, które nie osiągnęły tak wielkiego sukcesu jak serial, lecz nadal podtrzymywały poziom. Do czasu.
Kryzys twórczy
Po udanym początku kariery, Patryk Vega postanowił zmienić jej bieg, próbując swój talent w komediach. Tym samym wkroczył w najgorszy okres kariery, udowadniając fanom kina, że nie potrafi robić filmów innych niż sensacje. Wielu entuzjastów serialu zadziwiło się, że po niebywale udanym „Pitbullu” reżyser zdecydował zrobić komedię o humorze, który nawet w standardach polskich komedii pokroju „Zamiana” wypada bardzo źle. Żarty w „Ciacho”, bo o tej produkcji mowa, są fekalne, fabuła jest kuriozalna, efekty specjalne przypominają parodię, a gra aktorska dorównuje polskiej scenie kabaretu. Praktycznie każdy aspekt „Ciacha” jest nieintencjonalnie zabawny. Jedynym atutem tego dzieła jest gościnny występ Krzysztofa Kononowicza, który jednak nie ratuje go od kiczowatości. „Ciacho” na tle „Pitbulla” wypada bardzo źle, równie źle zostaje przyjęty. Jednak zanim Patryk Vega zauważył niezbyt przychylne recenzje, już rozpoczął produkcję drugiej komedii w podobnym stylu, „Last Minute”. Była bardziej zrozumiała, lecz jakość humoru dumnie stoi na tym samym poziomie co przy pierwszej próbie. „Last Minute” jest co by nie pisać wyjątkowe na tle filmografii Patryka Vegi, ponieważ nie opisuje historii policyjnej. W filmie doświadczymy żartów o Polakach na wakacjach, obejrzymy też nieudane gagi oraz, jak zawsze, humor fekalny. W odróżnieniu od „Ciacha”, poprawę przeszła strona techniczna, głównie montaż i zdjęcia. Moim zdaniem jednak nie jest to atut, gdyż bez kuriozum płynącego z nonszalanckich efektów specjalnych i sztuczek montażowych, oglądanie staje się nużące. Mojej sympatii do kiczu nie podzielają jednak inni, gdyż film „Last Minute” przyjęty został cieplej niż poprzedni projekt tego reżysera. W między czasie zdążył wyprodukować i nakręcić sequel jednego z najpopularniejszych polskich seriali sensacyjnych „Stawka większa niż życie”, opowiadającym o przygodach polskiego agenta wojskowego Stanisława Kolickiego o pseudonimie Hans Kloss, który w żaden sposób nie dorównywał pierwowzorowi. Sam tytuł „Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” był niemal prześmiewczy w stosunku do oryginału.
Powrót do korzeni
Nieudanych próba zaistnienia jako reżyser komediowy zmusiła Patryka do powrotu do produkcji, które przyniosły mu sukces. Podjął jednak decyzję, że nie warto będzie ryzykować i najlepsze rozwiązanie to te najbezpieczniejsze, czyli zrobienie „Pitbulla”. Tym razem jednak jest to dzieło, o podtytule „Niebezpieczne kobiety”. Nowa odsłona znanej nam już historii z serialu obnaża powtarzalność i schematyczność produkcji Patryka, jednak nie udaje, że jest czymś innym. To głupi film akcji, który powinno się oglądać jako film akcji i nic innego. Reżyser wplata w historię wątki, które służą jako komentarz społeczny, lecz widzowie otrzymują go jak uderzenie cepem w głowę. Jakakolwiek kryminalna intryga jaką tam doświadczymy jest kreskówkowo zabawna, oraz służy wyłącznie jako tło dla pościgów, strzelanin i ciętych jak wspomniany obuch ripost. I na tym polega siła nowych filmów Vegi. Nie są ambitnym kinem, ale nie udają, że są. Oczywiście, wśród wielu nowych produkcji tego reżysera pojawiają się te, które próbują odzwierciedlać filmografię Smarzowskiego, co kończy się kompletną katastrofą, jaką widzimy w przypadku „Polityki” czy „Botoksu”. Wraz z kolejnymi filmami brak przywiązania do wartości merytorycznej reżysera stawał się coraz bardziej ewidentny. Jego najnowsza produkcja, „Bad Boy” w pełni odrzuca jakiekolwiek walory merytoryczne, skupiając się na dostarczeniu widzowi jak największej ilości przemocy, fizycznej jak i słownej.
Dlaczego ten Vega?
Nieraz spotykam się z krytyką filmów Patryka Vegi, jakoby były prostackie oraz bez jakiegokolwiek przesłania. Nie można odmówić im słuszności, jednak czy aby na pewno jest to coś złego? W gruncie rzeczy „Pitbullowy” serial, który krytycy zachwalają, nie był produkcją wygórowaną, ale mimo wszystko bardzo przyjemną. Kino ambitne zostawmy Smarzowskiemu, Komasie i Pawlikowskiemu, a niech filmy Vegi pozostaną głupia rozrywką.