To nie mogło się nie udać – interesująca historia kosmonautki, która po długotrwały pobycie w kosmosie ma problemy z powrotem do rzeczywistości na Ziemi, wybitna aktorka w roli głównej i debiutujący wizjoner telewizji za kamerą. Wszystko się zgadza. Problem z Lucy in the Sky jest taki, że…nie zgadza się z tym filmem absolutnie nic. Absolutnie. Nic. N-I-C.
Historię w skrócie opisałem, a przynajmniej wydaje mi się, że właśnie o tym miał być film Noaha Hawleya (twórca wybitnego Fargo i Legionu). Moje wątpliwości wynikają z tego, że tak dużo się w nim nie udało. I wcale nie jest najważniejsze to, że ta historia jest opowiedziana w nudny, niewciągający sposób. Największym problemem jest fakt, że Hawley chyba miał ochotę zostać drugim Terence’em Malickiem i ani trochę mu się nie udało, bo Malick przy wszelkich swoich przywarach, ma dużo reżyserskiego skilla. Hawley miał zaś ambicje, pomysły, które w jego głowie wydawały się ciekawe i szalone, a wizualnie i narracyjnie wypadły przewidywalnie i pretensjonalnie. Zabrakło mu wyczucia – dlatego Lucy in the Sky czasem wygląda jak potencjalnie dobrze zbudowany dramat, który jednak rozpada się przez niekonsekwencję twórców, polegającą na nieautentycznych skokach emocjonalnych, próbach gatunkowości (szczególnie ostatnie 20 minut), które wyglądają jak autoparodia, czy w końcu fatalnym prowadzenia aktorów.
Każdy kto mnie trochę zna, wie, że kocham Natalie Portman. W moim sercu nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Jednak w przypadku roli Lucy albo zupełnie zawiódł ją aktorski instynkt, albo to Hawley ją źle w tej roli poprowadził. Tak czy owak, wyszło fatalnie – nie pamiętam tak złej roli Natalie Portman od lat. Akcent, jej niekontrolowana szarża, brak wyczucia dialogów – nic tu nie zagrało jak powinno. Dodatkowo problemem są też aktorzy wokół niej, którzy powinni błyszczeć i pomagać jej w tworzeniu historii. Tymczasem scenariusz nie daje im żadnych możliwości zaistnienia. Szczególnie problematyczny jest Jon Hamm, który po zakończeniu Mad Men, wciąż szuka swojej aktorskiej drogi filmowej. Jeśli Lucy in the Sky miała być ugruntowaniem lub podbudowaniem jego pozycji, to srogo się przeliczył.
Nieznośne, pretensjonalnie, wizualnie rozczarowujące, źle zagrane kino – rozczarowanie od A do Z. Obejrzyjcie zamiast tego po raz kolejny Proximę, o której pisał niedawno Tomasz. Tamten film polecam, tego zakazuję oglądać.