Ktoż mógłby się spodziewać, że o niemal karykaturalnie konserwatywnej postaci, jaką była nieżyjąca już Phyllis Schlafly, można nakręcić jeden z najbardziej ekscytujących, wiarygodnych, zbilansowanych emocjonalnie i merytorycznie seriali ostatnich lat?
Phyllis Schlafly była konserwatywną działaczką szeroko pojętego ruchu kobiecego, aktywną od przełomu lat 60. i 70. praktycznie do śmierci w 2016r. W swojej działalności starała się przeciwstawiać liberalnym postulatom feministek i innych grup dążących do szeroko pojętej równości prawnej oraz braku dyskryminacji ze względu na płeć. Gdyby do sportretowania jej zabrała się nieodpowiednia osoba, to stworzenie postaci karykaturalnej, ośmieszenie jej postulatów, sprowadzenie ich do popularnego Ciemnogrodu, byłby aż nazbyt proste.
Szczęśliwie Dahvi Waller, doświadczona scenarzystka telewizyjna, znalazła idealną drogę do stworzenia postaci pełnej sprzeczności, którą kochamy i nienawidzimy jednocześnie, które argumenty rozumiemy i przeciwstawiamy się nim z jednakową siła. Sprawne pióro Waller to jednak tylko połowa sukcesu. Druga część tego triumfu to kreacja Cate Blanchett, która ostatnie filmowe lata miała średnio udane. Tutaj pokazuje pełnię swojego kunsztu – jej Schlafly to kobieta pociągająca, fascynująca, inteligentna, a jednocześnie świadoma swoich słabości i zdeterminowana, żeby…wybić się na niezależność. Niezależność, z którą tak walczy i walczyła do końca życia.
Po drugiej stronie barykady w Mrs. America, jest grupa feministek, które poza walką z Schlafly i jej zwolenniczkami, starają się o przyjęcie Equal Rights Amendment, czyli poprawki, która zrównałaby prawa płci w Ameryce. Niesamowite z jaką lekkością i zarazem jak precyzyjnie każda z tej dużej grupy wspaniałych kobiet została przedstawiona. Mrs. America to festiwal najlepszych kreacji aktorek u szczytu swoich możliwości – Rose Byrne, Uzo Aduba, najlepsza z całej ekipy Margo Martindale, Elizabeth Banks, Tracey Ullman i na tym nie koniec. Wszystkie nie tylko przewijają się po ekraniu. Wszystkie mają wybornie napisane postaci, z każdą z nich można się identyfikować, z każdą się zgadzać lub podważać ideologię.
Największy walor Mrs. America, poza tym, że jest to serial zaraźliwie wciągający, efektowny, dbający o szczegóły i historycznie wiarygodny, to zrozumienie problematyki, pełna empatia dla obydwu strony sporu politycznego, który jest tu zaprezentowany w równej mierze jako polityczne szachy i jako wojna idei – dawno nie widziałem tak dobrze sportretowanej amerykańskiej sceny politycznej. Co ważne, dzieje się to niejako przy okazji prezentacji konkretnego sporu, w którym niestety zabrakło zwycięzców. Wielka robota – kocham ten serial!