Podobnie jak w przypadku rankingu filmowego – lista ta jest czysto subiektywna i obejmuje przede wszystkim te książki, które najmocniej ze mną zostały po skończonej lekturze – nie te, które dostarczyły mi najwięcej przyjemności w czasie rzeczywistym, ani te, które uważam za „najlepsze” zgodnie z jakimiś przyjętymi z góry kryteriami. Warto nadmienić jeszcze jedynie, że – z oczywistych względów – w minionym roku czasu na czytanie miałem mnóstwo i cieszę się, że ten czas wykorzystałem. Szerszy wstęp uważam za zbędny, więc przechodzę od razu do zestawienia.
10. „ZAJEŹDZIMY KOBYŁĘ HISTORII. WYZNANIA POOBIJANEGO JEŹDŹCA” – KAROL MODZELEWSKI
Jeden z najwybitniejszych opozycjonistów czasów PRLu, Karol Modzelewski, o młodzieńczym idealizmie wystawionym na próbę przez historyczne fatum. Ta historia kończy się źle, ale jej przesłanie jest egalitarne, szlachetne i humanistyczne. A sam Autor z miejsca stał się moim autorytetem.
9. „ZAKAZANA PSYCHOLOGIA. TOM I” – TOMASZ WITKOWSKI
Książka, która nie tylko obnażyła przede mną gigantyczną ilość szarlatanerii występującej we współczesnym psychobiznesie, ale – przede wszystkim – otworzyła mój umysł na sposób w jaki rozwój psychoterapii zmienił naszą perspektywę patrzenia na świat. O tym jak dyskomfort zmienia się w cierpienie, niedoskonałość w chorobę a każda życiowa komplikacja – w traumę.
8. „BLADY KRÓL” – DAVID FOSTER WALLACE
Mój pierwszy kontakt z Davidem Fosterem Wallace’em. Zabierałem się za tę książkę cztery razy. W końcu się udało – i nie żałuję. Niesamowita była zdolność amerykańskiego pisarza do wynajdywania głębszych znaczeń w niepozornych, zwyczajnych chwilach; do tworzenia głębokich psychologicznych portretów, do zawracania w głowie swoim groteskowym, neurotycznym stylem. A przede wszystkim – do wyciągania z codzienności podskórnego, przybijającego marazmu.
Wallace przez ponad dwadzieścia lat zmagał się z depresją. W 2008 swoją walkę przegrał, nie ukończywszy ostatniej powieści. Egzystencjalna pustka jaka na każdym kroku musiała towarzyszyć pisarzowi jest tu widoczna między wierszami; jej wynajdywanie to doświadczenie paradoksalnie oczyszczające i przybijające jednocześnie.
7. „MOJA OSOBA. ESEJE I PRZYGODY” – ŁUKASZ NAJDER
Łukasza Najdera znałem od dłuższego czasu ze śledzenia go w mediach społecznościowych. Celność niektórych społecznych diagnoz redaktora Dwutygodnika, jego kulturowy bagaż i lekki styl zachęciły mnie do sięgnięcia po książkę, kiedy ten niespodziewanie ją wydał. I jest to pozycja bardzo pokrewna poprzedniej w tym rankingu, bowiem Najder podobnie jak Wallace ma talent do odnajdywania głębszych (i nierzadko równie pesymistycznych) treści w zwykłym życiu. Różnica jest taka, że robi to za pomocą nie prozy a esejów. O literaturze. O depresji. O śmierci. O Ikei i Kubie Wojewódzkim. O Korwinie i hałasie, o demonie złego ojca i genezie amerykańskiego alt – rightu. Prawdziwa mozaika różnorodnych tematów, dobra zwłaszcza dla początkujących felietonistów, do których się poniekąd zaliczam.
6. „POKORA” – SZCZEPAN TWARDOCH
Moją pełną recenzję możecie przeczytać tutaj: https://kalejdoskop.wroclaw.pl/byt-okresla-nieswiadomosc-o-pokorze-szczepana-twardocha-slow-kilka/
Na potrzeby krótkiej notki napiszę jedynie, że to chyba najdojrzalsza narracyjnie powieść Twardocha. A na pewno najcelniej trafiająca w spektrum moich zainteresowań, bo trudno o ciekawszy i bardziej skrajny okres historyczny niż początki europejskiego dwudziestolecia międzywojennego, kiedy to rozgrywa się akcja.
5. „HISTORIA ŚWIATA OD ROKU 1917 do LAT 90 – TYCH” – PAUL JOHNSON
Chyba moje największe zaskoczenie tego roku. Książka pożyczona mi przez tatę, którą przeczytałem w ramach przygotowań do matury z historii. I, jako ideowy lewicowiec, muszę przyznać, że niezwykle wzbogacająco jest czasami spojrzeć na minione wydarzenia z perspektywy kogoś o poglądach liberalno – konserwatywnych. Johnson ma wyjątkowy talent do przedstawiania faktów historycznych w formie porywającej opowieści o starciu przeciwieństw jakim był wiek XX. Ponad 1000 stron, które warto było połknąć.
4. „LEWICĘ RACZ NAM ZWRÓCIĆ, PANIE!” – RAFAŁ WOŚ
Creme de la creme lewicowej publicystyki i chyba najbardziej niedoceniona książka po jaką ostatnio sięgnąłem. Prawdziwa BIBLIA dla każdego, kto swoje poglądy identyfikuje z szeroko pojętą lewicą i chce poznać procesy, które doprowadziły ją do miejsca, w którym znajduje się ona teraz – zarówno w Polsce, jaki i na świecie. Smutne, że Rafał Woś – człowiek, który dla swojej opcji politycznej zrobił tak dużo – jest dziś przez większość lewicy wykluczany jako „pisowski heretyk”.
3. „KULT” – ŁUKASZ ORBITOWSKI
Wspaniała, poprowadzona z olbrzymią lekkością historia – podobnie jak „Boże Ciało” – opowiadająca o przeżywaniu duchowości na swój własny sposób. Są bohaterowie z krwi i kości, jest wspaniałe poczucie humoru (śmiałem się na głos podczas czytania). Jest wreszcie kompleksowy portret polskości i panorama historyczna naszego kraju od końcówki Stanu Wojennego, poprzez dziki kapitalizm początku najntisów aż po powódź w roku 1997.
1 & 2.
„FERDYDURKE” WITOLDA GOMBROWICZA i „RZEŹNIA NUMER PIĘĆ” KURTA VONNEGUTA
Przeżycia z pogranicza transcendentalnych mają do siebie to, że ciężko je uszeregować.
Dlatego na pierwszym miejscu tegorocznego zestawienia umieszczam dwie powieści, które dla mnie takie właśnie doświadczenia stanowiły. W lewym narożniku Witold Gombrowicz, postrach maturzystów kpiący ze społecznych konwenansów, z wszechobecnej, potężnej FORMY, z tego jak nieustannie widzimy siebie oczami innych. W narożniku prawym Kurt Vonnegut, seks, wojna, kosmici, pornografia, kłamstwa, podróże w czasie, kasety video i śmierć. Wielkie dzieła zrodzone w wielkich umysłach.