Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, lato wcale nie kończy się wraz z upływem września – lato tak naprawdę jest pewnym emocjonalnym stanem, który trwać może przez cały czas. Z czym bowiem kojarzy się ta pora roku, jeśli nie z brakiem konsekwencji branych za swoje poczynania, a zatem ogólną beztroskością oraz ulotnością kolejnych dni. Jednocześnie lato jest okazją do poznań, doznań, a tym samym wspomnień, które lepią nas później w bardziej lub mniej człekokształtne formy. Wreszcie, lato to młodość, bunt, gniew i miłość – a wszystkie te stany i uczucia buzują w żyłach mocniej niż kiedykolwiek. Lato to także tytuł piosenki rosyjskiego zespołu rockowego – Zoopark, jak również najnowszego filmu Kiriłła Sieriebriennikowa: i tak wszystko splata się w niezwykle poprowadzone widowisko.
W Związku Radzieckim, podobnie jak w pozostałych państwach komunistycznych, swobodny rozwój gatunków muzycznych był dość ograniczony. Akcja dzieła Sieriebriennikowa rozpoczyna się w 1981 roku w Leningradzie na koncercie undergroundowego zespołu rockowego. Na próżno jednak doszukiwać się typowych dla fanów muzyki zachowań – zmuszeni do siedzenia w ciszy, jedynie do taktu kiwają głowami lub stukają palcami. Mike uznawany za gwiazdę oraz pewnego rodzaju muzyczne guru inspiruje się twórczością Zachodu: David Bowie, Blondie, T-Rex czy Sex Pistols – to tylko niektóre z nazw, które padną z ust bohaterów oraz tylko niektórzy wykonawcy, których piosenki zostaną umieszczone na liście soundtrackowej filmu. Lato stanowi opowieść o trzech bohaterach: oprócz wspomnianego wokalisty zespołu Zoopark, widz będzie śledził losy również jego żony – Natashy oraz dopiero rozpoczynającego przygodę z karierą muzyczną – Wiktora.
Fabuła produkcji została zarysowana lekką kreską, bowiem jedynie prowadzić ma nas przez następne sceny, ale nie przesłania ważniejszych okoliczności rozgrywających się na ekranie. Sieriebriennikow oprócz czerpania z takich gatunków jak biografia czy dramat, postanowił wnieść do swojego utworu powiew świeżości w postaci muzycznych stawek rodem z musicali. Tak więc szara codzienność, z którą borykają się bohaterowie, podkreślona zostaje poprzez zastosowanie czarno-białych kliszy, została skontrastowana z kolorami pojawiającymi się w scenach wykonywania piosenek. W ciekawy sposób dochodzi do zaprzeczenia cech typowego musicalu: w momencie gdy rozpoczyna się utwór muzyczny i, kolokwialnie mówiąc, wszyscy dają się porwać dźwiękom tak jak to bywa w tego typu filmach, to okazuje się, że tak naprawdę do tych wydarzeń nie doszło, a taki zabieg reżysera jedynie igra z przyzwyczajeniami widza.
Lato to bezpretensjonalna opowieść o spełnianiu swoich marzeń, borykaniu się z dorosłością, ale także przełykaniu rozczarowań i zapijaniu smutków. Beztroska miesza się z melancholią i nie wiadomo, czy warto wracać do domu, czy lepiej zostać w telefonicznej budce. Całość spowita czernią i bielą przy akompaniamencie najlepszych rockowych kawałków muzycznych sprawia, że widz nie tylko z łatwością zanurza się w aurze obrazu, ale również intuicyjnie odczuwa radości i bolączki bohaterów. Z pewnością nie byłoby to możliwe, gdyby nie w punkt dobrana obsada aktorska (choć stosunkowo niedoświadczona!): Teo Yoo w roli Viktora, Irina Starshenbaum jako Natasha oraz Roman Bilyk (swoją drogą wokalista zespołu Zwieri) wcielający się w Mike’a. To trio potrafiło wytworzyć nie tylko chemię pomiędzy swoimi bohaterami, ale również świetnie zarysować sylwetki swoich postaci tak, że żadna z nich nie jest nam obojętna. W intrygujący sposób przedstawiono Panka (Aleksandr Gorchilin), który teoretycznie odgrywa drugo-, a nawet trzecioplanową, postać, ale zdaje się być kimś niezwykle istotnym, nieco na wzór Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego i jego nieprzerwanie pojawiającego się w każdej części mężczyzny.
O filmie Kiriłła Sieriebriennikowa nie da się szybko zapomnieć, a zadania tego nie pomaga nieustanna chęć powrotu do ścieżki muzycznej wykorzystanej w produkcji. Po seansie pozostajemy z poczuciem melancholii za tym stanem towarzyszącym podczas lata: wracając myślami do chwil zapomnienia i opamiętania. Lato to dobra okazja do poznania twórczości zarówno Viktora Tsoy’a, jak i Mike’a Naumenki, oraz posłuchania rockowych kawałków i o buncie czy życiu, i o głupotach, jak choćby o aluminiowych chłopcach. Umiejętne połączenie różnych stanów emocjonalnych sprawia, że do obrazu Sieriebriennikowa po prostu chce się wracać – i nawet jeśli minie lato, warto będzie ponownie wrócić do tej projekcji.
Ocena: 9/10