Baranek Shaun stanowił nieodłączną część mojego dzieciństwa. Śmiem twierdzić, że najwcześniejszą edukacją filmową, jaką otrzymałem od rodziców była właśnie bajka o sprytnym baranku. W mojej szafie z płytami DVD wciąż znajduje się kolekcja sezonów serialu. Nie będzie, więc kłamstwem, jeżeli powiem, że na nową odsłonę przygód ekscentrycznych owiec czekałem bardziej niż na jakikolwiek inny film sci-fi.
Twórcy ze studia Aardman po raz kolejny udowadniają, jak uniwersalne są ich scenariusze i humor jaki prezentują. Prosta historia o zagubionym na ziemi kosmicie, który próbuje wrócić do domu, wykorzystując pomoc przyjaźnie nastawionych mu ludzi (tym razem zwierząt) jest nam przecież już tak dobrze znana, a wciąż dostarcza rozrywkę dzieciom i dorosłym. Najmłodsi będą mogli z zaciekawieniem śledzić losy bohaterów, których nie da się nie lubić. Starsza publika może znaleźć tu kilka uniwersalnych prawd o strachu przed nieznanym i łatwowierności tłumów. Może to zaowocować ciekawą dyskusją między dzieckiem a rodzicem po seansie. (Kiedy statek kosmiczny pierwszy raz pojawił się, syn zapytał: „Tato, dlaczego ty nie masz takiego samochodu?”).
Równie uniwersalne jest poczucie humoru. Wciąż bardziej wyrafinowany, chaplinowski slapstick bawi do łez najmłodszych, a i mi nie raz zdarzyło się roześmiać na głos. Największym źródłem rozrywki dla mojej grupy wiekowej było wyłapywanie nawiązań do innych klasyków kina sci-fi. Inspiracje „Odyseją Kosmiczną”, „E. T.”, bądź „Gwiezdnymi Wojnami” pojawiają się integralnie z przebiegiem fabuły, a nie są pustymi, bezsensownymi mrugnięciami oka.
Zawsze lubiłem wizualny styl twórców Baranka Shauna. Mimika zwierząt i ludzi z plasteliny mówi więcej niż słowa, z których i tym razem praktycznie zrezygnowano. Wraz ze świetną warstwą wizualną, w parze idzie równie dobra muzyka. Klasyczne brzmienia, łączą się z bardziej elektronicznymi, a i bardzo miłym zaskoczeniem dla mnie była piosenka Jorji Smith. Mniejszy entuzjazm czuję do polskiego utworu autorstwa Piotra Rubika na napisach końcowych.
Baranek Shaun trzyma od lat poziom. Nie stracił nic w moich oczach, a wręcz chyba zyskał. Jako dojrzewający widz cały czas czerpię rozrywkę z tej serii. Zmieniają się tylko elementy mnie bawiące. To nie są wzruszające filmy z głębokim i ważnym przesłaniem (np. „Coco”), ale bardzo inteligentna satyra i humor. Sytuacyjny slapstick i flirt gatunkami, czy też nawiązania do innych filmów składają się na świetną, optymistyczną mozaikę, którą z przyjemnością będą oglądać dzieci i dorośli.
Film obejrzany dzięki uprzejmości Cinema City Wroclavia.