Spike Lee nie zwalnia tempa i ponownie pojawia się wraz ze swoim najnowszym filmem na sali kinowej. Tym razem będzie to komedia kryminalna, ale niech opis was nie zmyli. Pod warstwą dużej dawki dobrego humoru, wartkiej akcji, kilku pościgów i wystrzałów oraz niezłego wybuchu kryje się znacznie więcej. I chyba w dzisiejszych czasach to najlepszy sposób na pokazanie swoich przemyśleń nad stanem aktualnego społeczeństwa i uwypuklenie, że nie wolno zamiatać problemów pod przysłowiowy dywan. Spike Lee w „Czarnym bractwie” zwraca uwagę na to, jak łatwo popełniamy błędy przeszłości oraz do jakich niebezpiecznych sytuacji może to doprowadzić.
Główny bohater – Ron Stallworth – postanawia być pierwszym czarnoskórym, który zasili szeregi w Departamencie Policji w Colorado Springs. Już od początku widać, że jego służba nie będzie należała do najłatwiejszych przede wszystkim z uwagi na kolor skóry, jednak nie gaśnie w nim chęć zrobienia czegoś dla innych. Początkowo ma zostać wtyką w kręgach czarnoskórych rewolucjonistów, którzy walczą o równouprawnienie i wolność, nawet za cenę podjęcia walki z resztą społeczeństwa. Szybko jednak Ron trafia na ogłoszenie Ku Klux Klanu i postanawia zbadać „organizację” od środka. Nie jest to jednak możliwe bez pomocy kolegów po fachu i tak Ron Stallworth będzie miał dwie twarze – jedną czarną, a jedną białą.
Reżyser umiejętnie prowadzi swój obraz w klimacie kina gatunkowego, tworząc typowy duet partnerów policjantów, którzy początkowo tak różni od siebie zaczynają tworzyć zgraną paczkę. Pochwalić w tym momencie należy Johna Davida Washingtona (syna Denzela Washingtona) wcielającego się w główną rolę z niezwykłym wyczuciem i naturalnością. Jego białą twarzą został natomiast Adam Driver – i o ile z początku można mieć pewne wątpliwości, co do słuszności tego wyboru, trzeba przyznać, że z każdą następną sceną aktor utwierdza widza w przekonaniu, że potrafi swój warsztat przekuć na solidną kreację postaci.
Spike Lee zdecydował się na gatunek komedii, aby uwypuklić ludzkie uprzedzenia na tle rasowym, religijnym. Pokazuje, że wciąż obecna jest wśród nas nienawiść, która ma absurdalne podłoże. Zabieg okazał się być trafiony w punkt, bo i o wiele łatwiej trafi się bolączki współczesnego świata, kiedy poda się je w przystępnej formie. Niestety, warto pamiętać, że zachowania pokazywane w sposób niekiedy przerysowany na ekranie wciąż występują – wyśmiane rasizmu nie sprawi, że wszystkie problemy znikną, jednak może przyczynić się do tego, że zaczniemy nie tylko zwracać uwagę na te naganne zachowania, ale również zaczniemy o nich mówić otwarcie. „Czarne bractwo. BlacKkKlansman” stara się pokazać punkt widzenia obu stron, podkreślając, że rosnący fanatyzm może doprowadzić do nieszczęścia – i może brakuje trochę poważniejszego tonu, jednak wciąż to ważny głos w publicznej debacie dotyczącej rasizmu.
Ocena: 7/10