Ostatnio wiele się dzieje dookoła nas, Polaków. Mówię nas, bo zakładam, że nie tylko ja się z tym stykam. Coraz częściej umierają osoby związane ze sztuką przez duże SZ, polska złotówka jest słaba, że aż strach, a benzyna… o niej lepiej nie wspominać, bo jak pomyślę, że niedługo przyjdzie ukochane auto zostawić przed domem i przesiąść się na stałe w autobus… Lepiej nie myśleć. A, prawie bym zapomniał! Rocznica wybuchu stanu wojennego, czyli co rok wałkowanie tego samego przez to samo itd. Tak przedstawia się grudniowy krajobraz, który zawsze był pogodny. Mikołaj (który na pewno istnieje!), śnieg, Gwiazdka i z bólem głowy obchodzony Nowy Rok. Teraz mikołajki przeminęły bez echa, gwiazdka zapasem, ale jej obecność zmiata mi sprzed oczu rosnąca cena paliwa. I jeszcze śniegu, którego ani widu ani słychu. Mama zawsze mi powtarzała, że grudzień jest bardziej pogodny niż listopad, ale w tym roku jakoś tego nie dostrzegam. Żeby tak jeszcze w kwestii narzekania pozostać, obwieszczę kilka nowinek z życia osobistego. Niedługo upragniony koniec studiów, pierwszy semestr piątego roku studiów = dwanaście przedmiotów do zaliczenia z czego jedenaście to kolokwia i egzaminy. Ten to taka wisienka na torcie, tak dla smaku. Praca magisterska w toku, szukanie stałej i konkretnej pracy i tak dalej i tak dalej. Każdy ma takie problemy. Pewnie tak. Do tego dochodzi źle wypisany dyplom ze studiów licencjackich (bo taki szablon ustalił dziekan z rektorem), z którego nic nie wynika ( a już na pewno nie to, co studiowałem), brak możliwości poprawnego przetłumaczenia polskich tytułów licencjat i magister (to tylko u tłumacza przysięgłego, bo uczelnia nie ma takich uprawnień, choć tłumaczy suplementy do dyplomu) itp., itd. Co dalej? Nie wiem, bo skąd? Perspektywy zawsze jakieś były. Teraz też są – EURO 2012 we Wrocławiu (oby wygrane, choć wszyscy wiemy, jak to będzie), kolejne rocznice i obchody, kolejne podwyżki. I czasem taka nachodzi mnie myśl, że każdy z nas, młodych ludzi w chwili startu na rynku pracy, jest jak Paolo Maldini czy Alessandro del Piero – niezagospodarowany przez system, w którym spędził całe swoje życie, czyli tak jak oni swoje kariery – przeszło dwadzieścia lat. Różnica jest oczywiście w milionach na koncie i bogatej przeszłości. Ale rozdroże zawsze jest rozdrożem. W ostatnich latach najczęściej kończy się ono emigracją. Czy coś się zmieni? Czy ja i ty też będziemy tak musieli? Czy może nam się uda i damy sobie radę nawet z ceną 6,50 za litr? Unfortunately, I don’t think so, dude. Adam Flamma