Parę lat temu trafiłam na nietypową (przynajmniej tak mi się wtedy wydawało) adaptację utworu „Romeo i Julia” w wykonaniu Kelly’ego Asbury pod tytułem „Gnomeo i Julia”. Jak można wnioskować po nazwie tej produkcji, bohaterowie animacji byli gnomami, czego nie można uznać za przereklamowany pomysł, a i samo wykonanie nie było najgorsze. Tym szybciej podjęłam decyzję o wybraniu się na seans filmu „Gnomy rozrabiają” w reżyserii Petera Lepeniotisa, a choć sam zwiastun zapowiadał dość dziwne widowisko, to liczyłam na dobrą rozrywkę. Niestety, animacja Kanadyjczyków do najlepszych nie należy.
Przede wszystkim problemem obrazu „Gnomy rozrabiają” jest warstwa fabularna – główna bohaterka, Chloe, ponownie przeprowadza się wraz ze swoją mamą do nowego miejsca. Wiąże się to oczywiście z zerwaniem kontaktu ze znajomymi oraz koniecznością odnalezienia się w nieznanej szkole. Jednak okazuje się, że największym problemem nastolatki będzie dom, w którym zamieszkała – budynek niczym z horroru pełny jest małych ogrodowych krasnali. Z biegiem historii dowiadujemy się, iż gnomy pełnią funkcję strażników, broniąc świat przed dziwnymi kreaturami z innego wymiaru. Akcja rozgrywa się głównie w domu głównej bohaterki, który stanowi jednocześnie przejście dla potworów, dodatkowo pojedyncze sceny rozgrywają się w szkole. Dziwnie zostały rozłożone proporcje – sama walka z przeciwnikami nie jawi się jako szczególnie ekscytująca, a jej zakończenie z góry jest do przewidzenia. Tymczasem relacje pomiędzy rówieśnikami w szkole, które mogłyby zaciekawić (zwłaszcza poprzez podkreślenie istoty telefonów w dzisiejszych kontaktach międzyludzkich), nie zostały należycie rozwinięte. „Gnomy rozrabiają”, pomijając iż tytuł ma się nijak do fabuły, nie wnoszą do naszego życia żadnych nawet najprostszych prawd, a i fabuła szczególnie nie angażuje.
Film Petera Lepeniotisa nie urzeknie odbiorcy swoim scenariuszem, choć nie można odmówić twórcom, że jakąś koncepcję animacji mieli. Nie wystarczyło to jednak, aby wykreować produkcję utrzymującą uwagę widza, a co więcej zabrakło humoru, do którego przywykliśmy. Oczywiście nie sugeruję, iż „Gnomy rozrabiają” mają uchodzić za komedię wszechczasów, ale nie od dziś wiadomo, że łatwiej uczy się dzięki rozrywce, a nie na poważnie – a jaką, jeżeli nie edukacyjną, przede wszystkim powinny pełnić funkcję produkcje przeznaczone dla najmłodszych? Choć obraz Kanadyjczyka zaprezentowany został w nienajgorszej formie – do grafików nie można mieć większych zastrzeżeń, a na szczególną aprobatę zasługuje dobór kolorów – to wszystko rozmywa się o słabo zaplanowaną fabułę.
Niebawem czeka nas kolejna produkcja z gnomami w roli głównej, tym razem w wersji Sherlocka Holmesa. Oby ten obraz nie poszedł w ślady „Gnomy rozrabiają” i zadbał o podstawowe potrzeby widza. Animacja Kanadyjczyka pozbawiona została angażującej historii, poruszane w trakcie pobieżne wątki, pomimo że istotne, traktowane są po macoszemu, przez co seans pozostawia negatywne odczucia. Jakiś cień potencjału w filmie można dostrzec, jednak to wciąż za mało, aby odczuwać satysfakcję oraz myślami powracać do tej projekcji. Niestety, o „Gnomy rozrabiają” lepiej szybko zapomnieć, posyłając je do innego wymiaru.
Ocena: 3/10