Tak o spektaklu mówią sami twórcy – grupa Supermarket, dawniej Warszawska Grupa Teatralna, której założyciel, Redbad Klijnstra (bądź Klynstra), wyreżyserował „Historię przypadku”. Polska premiera przedstawienia odbyła się na deskach Teatru Współczesnego w maju tego roku.
Rzeczywiście, jakaś magia tkwi w tym kunsztownym spektaklu trojga aktorów, usytuowanym w surowych klimatach Sceny na Strychu. Opowiadają historię dziwacznego trójkąta: dwóch mężczyzn i kobiety. Mężczyźni są, zdawałoby się, postaciami z przeciwnych biegunów światopoglądowych, charakterologicznych, emocjonalnych; Antoni – żyjący poza społeczeństwem, Lucjan wpisany weń ze swą zawodową karierą; ów pierwszy – ruchliwy i nierozgarnięty; drugi – logicznie myślący i zrównoważony; typ zdrowego szajbusa a uporządkowany realista. Ich dziwna od siebie zależność trwa od dzieciństwa. Sześcioletni Antoni, wyzwawszy niebo na pojedynek, zostaje uderzony przez piorun w pierś, czego świadkiem jest Lucjan; od tamtej pory ten ostatni utrzymuje Antoniego finansowo, spędzają też razem wakacje. „Historia przypadku” to dzieje takich wakacji.
Skrajnie różne osobowości Lucjana i Antoniego brutalnie ścierają się; osobiste dziwactwa każdego z nich oddalają ich od siebie – łączy ich jednak postać Magdy, teraźniejszego wcielenia tajemniczej kobiety z przeszłości, z którą łączyło obu uczucie; łączą ich też rozważania o „przypadku” – słowie-kluczu spektaklu. Tytułowy przypadek to śmiech i więzienie zarazem; to rozśmieszające do łez monologi świetnego Jakuba Kamieńskiego – ale i pretekst do niepokojących refleksji; czytanie historii o rozpędzonej kanapce zabijającej człowieka, ale i sposób na życie. Bracia analizują niesamowite „przypadki” wyczytane w gazecie; rodzą się pytania – gdzie obok przypadku miejsce na logikę? A gdzie na cuda? Wreszcie, czy spotkanie Magdy to przypadek? Dzięki niemu mężczyźni dokonują retrospekcji, która boleśnie odbija się na stosunkach między trojgiem – przypominają sobie odejście kobiety z przeszłości, a Magda rozdarta jest między skrajnie różnymi, przyciągającymi ją wartościami – i samotna w obliczu świadomości, że jest wcieleniem, podczas gdy duch przeszłości staje się żywszym od niej i pożądanym.
W scenerii Sceny na Strychu, gdzie zaciera się granica między aktorem grającym a popijającym wodę na uboczu czy przechadzającym się z gazetą, w niesamowity sposób wykorzystywana jest przestrzeń – czy może czasoprzestrzeń? Pozornie mały obszar sceny powiększono w pomysłowy sposób – przez oświetlenie postaci zyskując kilka planów akcji; aktorów umieszczając tuż przed widownią; a czas – przyspieszając i dzieląc na krótkie odsłony, które zmieniają się niby sceny w filmie przez nieznaczną zmianę świateł i natychmiastowy zwrot w aktorskiej grze. W jakiś estetyczny sposób pusta scena z prostymi rekwizytami tworzy oryginalną scenerię spektaklu – nawet dla miłośników Teatru Współczesnego spragnionych ulubionych zabiegów, jak wody ukrytej pod podłogą na Dużej Scenie.
Dokonująca się w „Historii…” retrospekcja jest odświeżająca i przytłaczająca zarazem; spektakl jednak pozostawia przyjemne uczucie oczyszczenia – przez zawarte w nim emocje, gwałtowne zmiany tempa – i świetne aktorstwo Magdaleny Popławskiej, Krzysztofa Boczkowskiego i Jakuba Kamieńskiego. Ten ostatni mistrzowsko zwłaszcza wykonuje monologi, ocierające się o absurdalny humor Mumio. Polecam!