Ostatnimi laty filmy animowane zwłaszcza te przeznaczone zarówno dla młodszych, jak i starszych widzów przeżywają swoisty renesans. Praktycznie co miesiąc w kinowym repertuarze można znaleźć pozycję, która zachęca do wybrania się do kina rodzinnym gronem. Ostatnio skrycie płakaliśmy, oglądając produkcję „Coco” osadzoną w meksykańskich klimatach, tym czasem wybór padł na dzieło Carlosa Saldanha, który wyreżyserował między innymi dwie części „Epoki lodowcowej” oraz „Rio”. Tym razem postanowił wziąć na warsztat iście matadorską historię, choć z nietypowego punktu widzenia, tak jak przystało na animację. Czy „Fernando” rozśmieszy lub wzruszy do łez młodszych i starszych, czy też będzie odstawał od widzianych do tej pory filmów?
Tytułowy Fernando jest przyjaznym byczkiem, który zamiast walk w głowie ma jedynie sielankę połączoną z wygłupami. Tymi marzeniami budzi zdziwienie wśród przyjaciół – wszak każdy wie, iż życiowym celem tych zwierząt jest chęć zmierzenia się z matadorem na madryckiej arenie wypełnionej po brzegi rozkrzyczaną publicznością. Szczęśliwym zrządzeniem losu nasz główny bohater trafia na farmę, gdzie otoczony zostaje miłością. Jak można się jednak spodziewać, ten mały raj na ziemi dla Fernando nie trwa zbyt długo, bowiem przypadkowo zostaje zwerbowany do walk na arenie.
Oczywiście, można prowadzić dywagacje dotyczące tematyki produkcji – przede wszystkim, czy jest odpowiednia dla młodego widza, przykładowo bohaterowie w jednej ze scen trafiają do rzeźni. Uważam, że „Fernando” wymusza rozmowy, co stanowi duży atut filmu – zarówno kwestia wysyłanych na ubój zwierząt, jak i samo widowisko jakim jest korrida. Pozostawiając rozważania, czy walka z bykiem stanowiąca część kultury Hiszpanii jest popierana czy negowana, po obejrzeniu całości animacji odnoszę wrażenie, iż zbyt mało uwagi poświęcono tej od niedawna zakazanej iberyjskiej tradycji.
Należy oddać twórcom, iż umiejętnie potrafili oni zbalansować cały seans. „Fernando” zgrabnie manewruje pomiędzy scenami wzbudzającymi wśród publiczności salwę śmiechu (kilka momentów jest naprawdę wybornych) oraz tymi budzącymi zaniepokojenie losami bohatera. Pozwala to na przebrnięcie przez projekcję bez większych momentów nudy, co tyczy się każdej kategorii wiekowej. Co ciekawe, zrezygnowano praktycznie w całości z wpadających w ucho piosenek, skupiając się bardziej na czystej fabule, aniżeli oprawie audiowizualnej. Choć naturalnie ścieżka dźwiękowa przypomina co chwila, w jakiej części Europy się znajdujemy, to ciężko po seansie wyjść, nucąc piosenkę przewodnią filmu. Sama animacja jest wykonana poprawnie, nie rażąc przesadnymi udziwnieniami w stylu rozwiązań odnoszących się do grafiki 3D, ale odnosi się wrażenie, że można było lepiej zadbać o precyzję szczegółów.
„Fernando” jest poczciwą animacją, która może nie podbiła mojego serca, jednak wielokrotnie rozśmieszyła i zmusiła do myślenia. Dość prosty schemat fabularny z pewnością nie zadowoli wymagającego dorosłego, który przyzwyczajony po seansach „Zwierzogrodu” lub „W głowie się nie mieści” szuka w seansie animowanym jakiegoś przesłania dla siebie. Wybór produkcji Carlosa Saldanha nie będzie oznaczał straconego czasu, solidnie otwiera tym samym nowy rok w swojej kategorii. Czy to będzie jeden z lepszych filmów tego gatunku? Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Ocena: 6,75/10