Gdyby Patryk Vega miał obok siebie dobrego operatora, montażystę z łbem na karku i kogoś, kto podpowiedziałby mu, które części jego kuriozalnych scenariuszy powinny trafić do śmieci, to kręciłby takie filmy jak Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa. Żeby jednak nie było tak różowo – film Macieja Kawulskiego ma swoje problemy, liczne. Ma też jednak sporo bardzo dobrych elementów, które nie pozwalają go zupełnie skreślić, jak ostatnie produkty filmopodobne Vegi.
Nie znamy imienia i nazwiska naszego Bohatera (znany z Jesteś Bogiem Marcin Kowalczyk), ale wiemy, że jest niebezpiecznym i teoretycznie bardzo wpływowym kryminalistą. Dzięki swojemu sprytowi i zgranej ekipie, którą rządzi niejaki Walden (rewelacyjny Tomasz Włosok) udaje mu się uzyskać całkiem wysoko pozycję w hierarchii mafijnej i niewiele zapowiada, żeby jego wygodne życie miało się zmienić. Dopóki do akcji nie wkroczy niejaki Daniel (Jak Frycz na autopilocie).
Maciej Kawulski nie jest zbyt dobrym reżyserem, ale jak wspomniałem na początku – dobrze dobiera sobie współpracowników. Dzięki ich pracy i niezłemu materiałowi wyjściowemu w postaci scenariusza Krzysztofa Gurecznego, mniej więcej do połowy prawie 2,5-godzinnego seansu Jak zostałem gangsterem ogląda się naprawdę rewelacyjnie – dostajemy kino świeże, energetyczne, z bohaterami, którzy wciągają, opowiedziane w dobrym tempie i z humorem. Trochę jakbyśmy oglądali Bogów w wersji gangsterskiej. Sam Kawulski w tym pomoga najsłabiej, bo jak sądzę najgorsze elementy tej dobrej części filmu są jego, szczególnie koszmarna narracja z offu. W momencie, kiedy historia przestaje wciągać, a jej klimat z żywego, zmienia się na bardziej filozoficzny, a przez to staje się ona wyjątkowo fałszywa, wtedy Jak zostałem gangsterem rozpada się jak domek z kart. Ten domek wciąż próbują podtrzymywać dwie osoby – rewelacyjny operator Bartosz Cierlica, którego podejście do zdjęć zachwyca, oraz doskonały Tomasz Włosok, o którym ta cała historia powinna być. Tak dobra jest jego rola, że „zjada” głównego bohatera na śniadanie. Marcin Kowalczyk z jednej strony, scenariusz z drugiej nie przeszkadzają mu za bardzo, bo postaci nie tworzy żadne z nich. Ani na papierze jej nie ma, ani Kowalczyk o to nie walczy. Nie robi tego, bo brakuje mu charyzmy i choćby grama przekonania, że gra jest warta świeczki. Ten film pokazuje najlepiej dlaczego z trójki z Jesteś Bogiem – on, Dawid Ogrodnik i Tomasz Schuchardt – jako jedyny cały czas się miota ze swoją karierą. Jest on największą wadą tego w gruncie rzeczy porządnego filmu i nie mogę do teraz zrozumieć, dlaczego w ogóle dostał tę rolę.
Kamera skupia się na Tobie przez 2,5 godziny i nie jesteś z tym nic w stanie zrobić? No cholera, to może warto zmieć zawód, bo nadziei brakuje… Jak zostałem gangsterem mimo to nie jest ten film wcale czasem straconym. Przeciwnie sprawdza się jako solidna, dobrze zrealizowana rozrywka, z którą Vega czy zakopany w latach 90. Pasikowski przegrywają w przedbiegach.
Świetne gangsterskie, polskie kino. Widziałam w zeszłym roku w OHKINO i na wielkim ekranie robił wrażenie.