Filmy Patryka Vegi od jakiegoś czasu mają magiczną moc przyciągania do kin rzeszy odbiorców, wzbudzając przy tym niemało kontrowersji. Jego poprzedni film, jak żaden inny, zasługuje na najniższą ocenę z możliwych, będąc zlepkiem nieprzemyślanych scen z przekleństwami zamiast dialogów. Pojawiające się pierwsze opinie o najnowszym dziele Vegi „Kobietach mafii” były zaskakująco pozytywne, wskazując, iż reżyser w końcu zdołał jakoś poukładać typowy dla siebie chaos. Z recenzjami wysoko punktującymi produkcję Polaka trudno się jednak zgodzić.
Patryk Vega zastosował typowy dla siebie sposób przedstawienia historii przez pryzmat różnych bohaterów, których losy bardziej lub mniej się ze sobą splatają. I o ile faktycznie można zgodzić się ze stwierdzeniem, że w „Botoksie” reżyser poruszał znacznie więcej niekoniecznie powiązanych ze sobą problemów niż w nowym filmie, jednak nadal nie można stwierdzić, aby snute przez twórcę historie dokądkolwiek prowadziły. Standardowo mamy więc silne, wyemancypowane kobiety, które próbują zaistnieć w światkach zarezerwowanych do tej pory dla mężczyzn. Możemy wyróżnić trzy główne postacie oraz ich wątki, na których próbuje skupić się fabuła. Standardowo wszystko obraca się wokół narkotyków, przemocy i seksu. Srogo rozczaruje się ten, który po obejrzeniu zwiastuna myślał, że reżyser będący współscenarzystą postanowił złagodzić nieco język i porzucić przekleństwa. „Kobiety mafii” fundują ścieżkę dialogową przepełnioną wulgaryzmami stosowanymi niczym znaki przestankowe. Nie ma się ukryć, iż z każdą następną sceną razi tu coraz mniej – wszak sami wiedzieliśmy na co się godziny, zakupując bilet kinowy na tę superprodukcję.
Zarysowaną fabułę, przyznaję, da się oglądać bez większej męki, zwłaszcza kiedy dochodzi do rozwinięcia wątku „Nianii”. Jest to całkiem ciekawie wykreowana postać (bardziej pełnowymiarowa od pozostałych) o niebanalnej historii oraz przeszłości. Należy podkreślić, że Agnieszka Dygant wykonała kawał dobrej roboty i sprawiła, że odbiorca naprawdę jest w stanie zainteresować się losami kobiety. Solidna gra aktorska oraz charyzma sprawiły, że ta postać warta jest zapamiętania na tle pozostałych. Osobiście nie byłam w stanie przetrawić bohaterki odgrywanej przez Katarzynę Warnke, która ocierała się o poziom żenady nie do oglądania. Ze „Spuchniętą Anką” wiąże się główny problem filmów Patryka Vegi – jakość żartów prezentowanych przez polskiego reżysera jest dość żałosna, co stanowi subiektywne uczucie, niech osoby, które śmiały się na „Kobietach mafii” nie czują się urażone, ale teksty na poziomie „Gdzie jest Dania? Gdzie jest Kopenhaga?” za zabawne trudno uznać. Większość komicznych, według scenarzystów, scen ma seksualny podtekst, co w większości wypada po prostu poniżej krytyki. Żeby jednak nie było, iż obraz Vegi zasługuje jedynie na wytykanie błędów, warto zwrócić uwagę, że większość wypowiadanych kwestii da się usłyszeć i zrozumieć bez większych problemów. Biorąc pod uwagę fakt, iż dźwięk zawsze był problemem polskich filmów, tutaj naprawdę postarano się o to, aby widzowi nie umknęła żadna linia dialogowa.
Niestety, nie potwierdzę opinii, że „Kobiety mafii” to najlepszy film w dorobku Patryka Vegi, choć faktycznie twórca zbudował solidną granicę, tworząc „Botoks”, produkcji-dna, której tym razem nie przekroczył. Oceniając obraz przez pryzmat wcześniejszej twórczości tego reżysera, można pokusić się o stwierdzenie, że nie jest aż tak źle, jednak, przyrównując to do pozycji z polskiej współczesnej kinematografii, film Vegi określimy po prostu jako słaby. Niewątpliwie, będzie to kandydat do Węży. Twórca zapowiedział kontynuację „Kobiet mafii” i kto wie, może jeśli zdecyduje się na rozwinięcie wątku „Niani”, doczekamy się produkcji, którą da się obejrzeć bez zażenowania.
Ocena: 2,5/10