Wiadomo już wszystko. Wiemy, kto na Euro zagra i że nie ma Artura Boruca. Znamy też hymn na Mistrzostwa Europy. Ta wiedza przysparza jednak nie radości a jedynie palpitacji serca. Hilfe, help i pomocy, kokoko, to Euro nie będzie takie spoko!
Od jakiegoś czasu wiadomo, że 2 maja 2012 miał być jednym z najważniejszych dni w historii polskiej piłki. Nasz selekcjoner, Franciszek Smuda, miał podać skład na Euro 2012, na to wielkie święto, z którego każdy ma być dumny i w ogóle. No i podał. Ale jak to bywa, wszyscy Polacy znają się na polityce, tańcu z gwiazdami i piłce nożnej. Dlatego też nie mogło się obyć bez kontrowersji.
Moje podejrzenia zaczęły się już kilka dni wcześniej. Z początku miało paść tylko 26 nazwisk, 3 selekcjoner po obozie miał odrzucić i miało być cacy. Później, media podały – 32 nazwiska, dodatkowa 6 dostanie zadanie domowe, na wypadek kontuzji pozostałych. Zadanie domowe, czyli odpowiednie ćwiczenia utrzymujące ciało w formie i kondycji. Ale po co, skoro i tak dodatkowa 6 miała mniej niż 10% szans, że na turniej w ogóle pojadą? Chyba, że już wcześniej kupili bilety jako kibice…
W końcu nadszedł ów wieczór. Najpierw telewidzowie mieli wybrać piosenkę na Euro. Nasz hymn, hit, który zawojuje listy przebojów. Może coś na miarę „Waka waka” Shakiry? Cóż, impreza od początku wyglądała podejrzanie. Gospodarze wieczoru w postaci prezenterów robiących dobrą minę do złej gry, nieufni ludzie zgromadzeni blisko sceny, no i zespoły… Piosenki jak to zwykle w rodzimych konkursach bywa, nie wybiły się poza poziom żenujący. Na tym tle rzeczywiście najlepiej prezentowała się pieśń Maryli Rodowicz. Reszta… szkoda gadać.
Wyniki mieliśmy poznać później, po podaniu składu. Dość chłodno przywitany selekcjoner minę miał nietęgą, gdy musiał przemawiać do tłumu. Zwłaszcza, że co chwilę ktoś krzyczał: „Gdzie Boruc?”, „Dawać Żewłaka” i tak dalej. Rad nie rad, pan „Smuda czyni cuda” odczytał nazwiska. Ani Boruca nie było ani Żewłakowa. Nawet Frankowskiego nie dali. No nic, taki wybór trenera. Jednak, gdy zobaczyłem nasz atak, to dopadł mnie żal i smutek. Nie chodzi o umiejętności, ale o niekonsekwencję. Najpierw słyszę, że trener mówi: „Pojadą ci, co grają” A później patrzę, a poza Robertem Lewandowskim (uchrońcie go Niebiosa przed kontuzją) naszych trzech napastników rozegrało w tym sezonie łącznie ledwie 30 spotkań. Mało… Za mało…
Zdegustowany, już nawet nie czekałem na listę tzw. rezerwową, czyli tych, co i tak nie pojadą, ale na wszelki wypadek, niech jednak będą. Zamarłem jednak ze strachu, kiedy okazało się, jaki będzie nasz hymn. Otóż wygrał ludowy zespół Jarzębina z utworem „Koko Euro spoko”. Tak folkowo, tak ludowo, tak pasująco do tych kwiatków w logo turnieju… Moi znajomi z różnych krajów, w tym z Anglii, Francji czy Niemiec przesłali mi za pośrednictwem jednego z portali społecznościowych wiadomości pełne współczucia.
Przyznam, że nie tak dawno oglądałem wieczór kabaretowy poświęcony piłce i Euro 2012. Bawiły mnie naigrywania się satyryków z piłkarzy, selekcjonera i całego turnieju. Umierałem ze śmiechu, widząc, jak Kabaret Młodych Panów przedstawił selekcjonera naszej kadry w kostiumie biedronki, bo tego wymaga sponsor. Myślałem jednak, podobnie jak inni kibice, że to taka zgrywa, że żarty niedługo się skończą i będzie dobrze. Poważna praca i w końcu dobre wyniki.
Niestety, po transmisji z Warszawy i wybraniu hymnu, wizja trenera w kostiumie biedronki i szacownych pań z zespołu Jarzębina nie może wyjść z mojej głowy. Zaczynam się obawiać, że Euro to jednak będzie hucpa i wieś tańczy i śpiewa, a nie święto wielkiej piłki.
Jak dodamy do tego zapowiadany przez coraz więcej państw bojkot meczy na Ukrainie (w związku z przetrzymywaniem w kolonii karnej byłej premier Julii Tymoszenko), to okazuje się, że tak dyskusyjnego turnieju dawno nie było. A może nawet nigdy. Dlatego z początku zastanawiałem się, czy jednak na czas turnieju nie wyjechać, nie wyłączyć telewizora i zapomnieć. Ale nie czarujmy się. Każdy jednak będzie dopingował naszych chłopaków. I mam nadzieje, że nas nie zawiodą. I bardzo chciałbym, by nasze zgrywy –i te kabaretowe i te dziennikarskie – można było odszczekać po zakończonym sukcesem turnieju. I żeby z powodu dobrych wyników naszej reprezentacji nie miało znaczenia, czy trener jest w kostiumie biedronki czy też nie. Zatem – Orły – kokoko, do, kokoko, boju, żeby naprawdę było spoko!
Adam Flamma