Ostatni tydzień był głośny i burzliwy. W USA inaugurował Donald Trump, ale podobno na tej inauguracji było dwa razy mniej widzów, niż cztery lata temu – bo kobiety, homoseksualiści, Afro- i Latynoamerykanie, weganie, Rosjanie i wszystkie inne grupy, które czują się zagrożonymi mniejszościami, natychmiast zaczęły protestować. W Polsce zaś protestowali studenci; nie bardzo zresztą wiem, przeciw czemu, gdyż nie zauważyłem w ich programie żadnego postulatu PRZECIW, tylko same ZA. Po wspomnianym wczoraj przez Maćka Stasierskiego incydencie w Radiu LUZ pomyślałem sobie, że mogłoby nie być tej sprzeczności pomiędzy muzyką a protestem. Przecież muzyka jest wspaniałym narzędziem głoszenia idei protestu, co jaskrawie potwierdzają choćby przykłady Boba Dylana, Johna Lennona (nie mylić z Lemonem!), Jimiego Hendrixa, a nawet Boba Marleya! Wybrałem jednak kilka bardziej aktualnych kawałków protestowych, by uruchomić Kolumnę w tym tygodniu.
Jednym z tych, kto niewątpliwie politycznie „brzmi w trzcinie” i z tego słynie, jest Moby. Po kilku raczej ambientowych wydaniach w październiku zeszłego roku nowojorski DJ zadał systemowi cios na wprost płytą These Systems Are Failing. Elektronika jako gatunek nie bardzo kojarzy się potocznie z protestowaniem (raczej z ucieczką, co ilustruje subkultura rave), zatem Moby powołał do życia zespół o nazwie The Void Pacific Choir i nagrał z nim album electro punk’owy, nieco new wave’owy, zbudowany na gitarach – prosty w formie, by nie przysłaniać treści, ale też wystarczająco energetyczny, by można było zatańczyć w niepamięci. Ostatni teledysk Erupt & Matter ukazuje właśnie ujęcia z ostatnich protestów inauguracyjnych; ewidentnie czekano, aż się wydarzą, by zebrać materiał. Zabawne, że Moby był nawet zapraszany do występu podczas tej inauguracji, ale odpowiedź jego była jasna i chyba przewidywalna: powiedział, że wystąpi, tylko jeśli Trump opublikuje swoje deklaracje podatkowe, i zagra remixy na Public Enemy i Stockhausena, by rozbawić Republikanów. W ten sposób znalazł się w honorowym gronie innych muzyków, którzy odmówili tego zaproszenia, m.in. Eltona Johna, Celine Dion, Andrea Bocelli’ego czy zespołu Kiss, podaje brytyjska gazeta The Sun.
We Don’t Trust You Anymore – taki jest przekaz Moby’ego do wszystkich polityków. Skoro zadajecie cierpienia żywym istotom i nie ułatwiacie życia, nie potrzebujemy was – mówi. I mowi to dosyć wyraźnie.
Mniej więcej w tym samym czasie, w którym ukazała się płyta Moby’ego, odnowiła się aktywność Nadi Tołokonnikowej z rosyjskiej kapeli protestowej Pussy Riot, lecz z nieoczekiwanej strony. Nadia, znana z akcji typu koncertu punkowego w katedrze prawosławnej, publicznej orgii w Muzeum Biologii albo malowania fallusa na fasadzie mostu naprzeciwko budynku Federalnej Służby Bezpieczeństwa w Petersburgu (które to dzieło w dodatku otrzymało nagrodę Konkursu Państwowego Sztuk Wizualnych INNOWACJA)… porzuciła zespół i poleciała protestować w Ameryce na czyjeś zlecenie. Więcej nie musi przyciągać uwagi przez dziwne akcje i wizerunek punkowej dziewczyny, bo przecież nie chce do więzienia po raz drugi – teraz udziela wywiadów w studiach radiowych i telewizyjnych, a także produkuje zupełnie popowe, kiczowate, lecz wciąż satyryczne teledyski. Jak można się domyślić, również o Trumpie.
Nadia nie popiera go zdecydowanie, a ja nie popieram tego, że w taki sposób zmieniła profil działania, ale w końcu każdy ma prawo do własnego zdania – na tym polega demokracja.
Lecz jeśli Pussy Riot, w jakiejkolwiek formie, wciąż pozostaje zjawiskiem raczej z marginesu, to Rosja ma również swojego buntownika w muzyce mainstreamowej. Jest nim Noize MC, czyli Iwan Aleksiejew – raper z gitarą oraz najlepszy freestyler w Rosji. Wizerunek buntownika wybrał sobie od początku w 2007 roku, kiedy jako młody gorący umysł debiutowy krążek nazwał The Greatest Hits, Vol. 1, na pierwszym swoim teledysku zaprezentował się nago, a najbardziej znana piosenka Iz Okna z tamtej płyty opowiada historię o tym, jak Wania wyrzucił przez okno pokoju hotelowego telewizor, który wylądował na samochodzie członka miejscowej mafii. Teraz już jest dojrzały, prawie że poważny (bo zawsze warto zachować odrobinę dystansu i humoru) i odpowiednio bierze się za bardziej dojrzałe i poważne tematy, na przykład konflikt izraelsko-palestyński. A pomógł mu w tym Atlantida Project, będący połączeniem elektroniki, rocka i magicznego folkowego wokalu Saszy Sokołowej, która niestety zmarła na raka rychło po ukazaniu się teledysku.
Ciekawe, to przypadek czy teoria spiskowa?
Oczywiście trudno w takim artykule nie wspomnieć również o Polsce, której historia pokomunistyczna bazuje właśnie na proteście. Solidarność kształtowała się na piosenkach Jacka Kaczmarskiego, Jana Pietrzaka, Przemysława Gintrowskiego, i wciąż podtrzymuje swoją aktualność poprzez regularne protesty uliczne, a w sensie muzycznym – przez eventy wielkiej rangi, jak festiwal Solidarity of Arts czy seria koncertów w stoczni Przestrzeń Wolności, na których wystąpili m.in. David Gilmour, Rod Stewart, Kylie Minogue, Scorpions czy król elektroniki oldschoolowej Jean-Michel Jarre. Ten ostatni wykonał w Gdańsku cover na jedną z najbardziej wpływowych piosenek tamtego okresu – Mury Jacka Kaczmarskiego – w aranżacji na syntezatory, sequencery oraz Orkiestrę Bałtycką.
Czy to udane połączenie? Można się spierać. Lecz chodzi tu na pewno o to, by oddać hołd.
Dymitr Hryb
Zdjęcie główne: emaze.com