Jesień to ten czas w roku, kiedy koncerty odbywają się co i rusz, więc grzechem byłoby nie skorzystać z bogatego wachlarza występów jakie odbywają się we Wrocławiu. Tej soboty (14.10) miałam okazję po raz kolejny uczestniczyć w koncercie Krzysztofa Zalewskiego, tym razem we wrocławskim Starym Klasztorze.
Przed samym pokazem zastanawiałam się, czy po dwóch wcześniejszych koncertach Zalefa coś mnie jeszcze zaskoczy. No i zaskoczyło. Nie chcę rzucać słów na wiatr, jednak póki co każdy jeden koncert Krzyśka jest wyjątkowy. Tym razem można było usłyszeć więcej starszych piosenek, nie tylko z “Zeliga”, ale nawet z debiutanckiego “Pistoletu” (co nie sądziłam, że kiedykolwiek nastąpi).
Sam koncert zaczął się od energicznego “Na drugi brzeg” z najnowszej płyty, który za zadanie miał chyba nieco rozruszać publikę. No i jak wiadomo, koncerty często zaczyna się z konkretnym impetem. Później dostaliśmy miszmasz mocniejszych i zupełnie spokojnych utworów, na które widownia oczywiście reagowała gromkimi brawami. Osobiście, uważam że jednym z kluczowych i najbardziej pamiętnych momentów było wykonanie “Zimowego”. Dawno nie słyszałam czegoś tak nietuzinkowego, tym bardziej, że Krzysiek to multiintstrumentalista, więc warto zwrócić uwagę, że oprócz świetnego, mocnego wokalu połączonego z grą na gitarze, popisał się również grą na wibrafonie, a nawet (!) zasiadł za perkusją.
Następnie na setliście zagościły single z najnowszej płyty i pierwszą część koncertu zwieńczyło “Polsko”. Publiczność wywołała Krzyśka jeszcze dwukrotnie na dwupiosenkowe bisy i tak to się skończyło. Po koncercie była opcja spotkania Zalefa, podpisania płyt czy zrobienia sobie razem zdjęcia i zamienienia kilku zdań.
Powtórzę swoje słowa z relacji Męskiego Grania, ale one są tak trafne, że trzeba. Koncerty Zalewskiego to dosłownie “Złoto” i jego ostatni album nie bez powodu się tak nazywa. Jak najbardziej warto przyjść na jego koncert, gdy nadarzy się okazja. Szczerze zachęcam!
źródło: własne