Dwoje scenarzystów – Abby Kohn oraz Marc Silverstein, którzy do tej pory współpracowali przy takich znanych produkcjach jak I że cię nie opuszczę (2012) czy Jak to robią single (2016), postanowili spróbować swoich sił dodatkowo na stołku reżyserskim. Wprawdzie Amerykanka w swoim dorobku ma już krótki metraż, jednak dla obojga to debiut pełnometrażowy. Pozostali oni w klimacie lekkiej komedii zahaczającej o wątek romantyczny, choć należy przyznać, że zwiastun zachęcał do sięgnięcia właśnie po tę pozycję z uwagi na cięty, trafny żart oraz ciekawą tematykę. Jak ma się trailer w stosunku do filmu i czy Jestem taka piękna spodoba się każdemu – przekonajmy się.
Renee to niczym niewyróżniająca się dziewczyna nieszczególnie zadowolona ze swojego dotychczasowego życia zarówno zawodowego, jak i prywatnego. Na domiar złego, według niej, ma o jedną fałdkę tu i ówdzie za dużo, a zatem jest jej więcej do kochania w stosunku do standardów, które wyznaczyła aktualna moda. Poczucie niepewności oraz wszelkie kompleksy znikają wraz z mocnym uderzeniem w głowę na siłowni – od tej pory Renee będzie promieniowała śmiałością, co nie ujdzie uwadze jej znajomym oraz nowo poznanym osobom. Jak łatwo można się tego spodziewać, ze zmianą podejścia do życia zmienia się również postrzeganie rzeczywistości, a niekiedy nawet i charakter. Zatem cudowna przemiana głównej bohaterki może się okazać nie aż tak korzystna, jakby to się zdawało na pierwszy rzut oka.
W Jestem taka piękna rozczarowuje przede wszystkim humor – zgrabnie zmontowany zwiastun sugerował, że zobaczymy całkiem udaną komedię, tymczasem standardowo najlepsze sceny widz ujrzał przed pełnym seansem. Film duetu reżyserskiego dość po macoszemu potraktował część fabularną, sprowadzając ją do powielanych stereotypów oraz utartych kliszy. O ile na początku jeszcze sposób zachowania Renee można uznać za prawdopodobny, to postać ta z każdym następnym kadrem robi się coraz bardziej żenująca, a w znacznej mierze strasznie płytka. Przede wszystkim brakuje pogłębienia motywacji jej zachowań oraz przemyśleń – całość została pociągnięta po bardzo tendencyjnej ścieżce, więc pod względem fabularnym Jestem taka piękna niby stanowi jakąś nowinkę, ale tak naprawdę niczym nie różni się od powierzchownych filmów dla nastolatek (a przecież Amy Schumer ma 37 lat!).
Oceniając produkcję Abby Kohn oraz Marca Silversteina przez pryzmat obsady aktorskiej pokusić się można o stwierdzenie, że jest bardzo solidna. Trudno wyróżnić jednego aktora, który by się eksponował na tle pozostałych, ale jednocześnie nie prowadzi to do rażącej przepaści pomiędzy występami aktorskimi. Amy Schumer grająca rolę głównej bohaterki z uwagi na duże już doświadczenie, zwłaszcza przy gatunku komedii, radzi sobie bez większych zastrzeżeń, choć pewnego rodzaju niedosyt odczuwamy ze względu na ogólne przedstawienie tej postaci. Jestem taka piękna obfituje w przerysowane postacie, czego przykładem są bohaterowie odgrywani przez Michelle Williams oraz Toma Hoppera – czyli rodzeństwo pięknych, uzdolnionych i bogatych ludzi sukcesu. Niezwykle pociesznie oraz krzepiąco wypada na tym tle Rory Scovel, wcielający się w rolę chłopaka Renee – aktor w punkt oddał charakter swojej postaci jako lekko zagubionego mężczyzny o nietypowych zainteresowaniach.
Jestem taka piękna jest seansem nad wyraz rozczarowującym – zabawny, pełen polotu zwiastun sugeruje, że dostaniemy solidną komedię o ważnej tematyce, jaką jest konieczność akceptacji samego siebie. Tymczasem otrzymujemy nijaką opowieść o typowo zmieniającej się bohaterce, którą łatwo przewidzieć od początku do końca. Na domiar złego, wszystkie najlepsze sceny obejrzymy już w zajawce, zatem nawet jeśli człowiek chce, to trudno zaśmiać się, słysząc ten sam żart po raz enty. Po seansie, nie ukrywajmy, produkcja szybko uleci nam z myśli – a szkoda, bo temat polubienia samego siebie takim, jakim się jest, albo chęć zmiany własnego życia to warte podejmowania zagadnienia, natomiast sztampowa forma sprawia, że wychodzimy z kina bardziej zażenowani, niż zmotywowani do zmian w swoim nastawieniu.
Ocena: 3,5/10