Tim Burton – reżyser niezwykle utalentowany z wyrobionym wyraźnym stylem filmowym, choć wydaje mi się, że ostatnimi czasy coraz mniej oczekujemy na jego kolejne produkcje. Nie można zaprzeczyć, że obrazy te wciąż cieszą się oglądalnością, jednak trudno o stwierdzenie, żeby biły one rekordy box office. Tym razem amerykański twórca z pomocą studia Disney postanowił przypomnieć publiczności dzieciństwo, a młodszej części widowni wykreować je niejako na nowo. Dumbo to kolejny przykład (po między innymi Pięknej i Bestii) aktorskiej adaptacji animacji Disney’a, jednak pytanie pozostaje analogiczne jak do innych filmów: jak remake wypada na tle pierwowzoru?
Dumbo to a pierwszy rzut oka historia małego słonia o niezwykle dużych uszach, ale tak naprawdę jawi się jako opowieść o byłym artyście – Holcie (w roli tej Colin Farrell), i jego rodzinie. Holt jako inwalida wojenny powraca do cyrku, w którym przed wojną jego występy cieszyły się nie lada popularnością, i – między innymi – z uwagi na jego kalectwo zostaje mianowany opiekunem słoni. Razem z dziećmi – Milly i Finley’em – jest świadkiem narodzin słonika, który podobnie jak większość artystów cyrkowej trupy odbiega wyglądem od wyznaczonego wzorca. Dumbo, jak na kino familijne przystało, porusza ważne tematy, takie jak: więzi rodzinne i ich znaczenie, pogoń za marzeniami, czy właśnie konieczność zmierzenia się z własną odmiennością. Wątki są w sposób oczywisty wpisane w fabułę, stąd nie wybrzmiewają pretensjonalnie, choć podane zostały bardzo czytelną, jednoznaczną metodą. Kreacja świata przedstawionego wpływa również na monochromatyczny podział bohaterów – istnieją ci dobrzy i ci źli, jak również jesteśmy świadkami przemiany niektórych postaci, które w ostatecznym rozrachunku stają po właściwej stronie, pomagając Holtowi i jego rodzinie. Naturalnie, niczym deus ex machina negatywne charaktery zostaną ukarane, a pozytywni bohaterowie nagrodzeni.
Pod względem aktorskim Dumbo może nie zachwyca, ale wszyscy odtwórcy ról, wcielając się w postacie wypadają przekonująco. O ile Colin Farrell wydaje się być trochę zbyt miałki jako ojciec, to Michael Keaton, jako zły charakter, przyciąga uwagę w każdej scenie, w której występuje. Charakteryzacja Evy Green (w roli Colettę Marchant) oraz sposób gry aktorskiej przekonuje widza co do rozterek emocjonalnych postaci.
Film Tima Burtona jest po prostu ładny – niezwykłe nasycenie kolorów, a jednocześnie lekkie rozmycie ekranu nadaje całości stylistykę baśni. Wprowadza to widza w niezwykły nastrój, dając przy tym wskazówkę, że w Dumbo wszystko może się zdarzyć. Osobiście, obraz uznaję za największy atut produkcji Disney’a, a pod tym względem góruje nad wersją animowaną z 1941 roku. Jednakże, biorąc pod uwagę współczesne dary programów komputerowych, nie powinno to budzić zdziwienia.
Dumbo, podsumowując zalety i wady produkcji, to obraz niezły. Świetna warstwa wizualna, poprawne aktorstwo oraz wprowadzenie widza w klimat baśni składają się na przyjemny seans. Pod względem fabularnym może jednak pozostawiać pewien niedosyt zarówno u starszego, jak i młodszego, widza, ale wprowadzona magiczna aura wiele rekompensuje. Faworytem pozostanie pierwotna wersja animowana, ale filmu Burtona nie traktować trzeba jako gorszej opcji.
Ocena: 6/10