„New Material” jest wybitnie singlowym albumem. Tanecznym i tęsknym, przepełnionym pogłosem i syntezatorami. Rezygnacja z dotychczasowej formuły może dziwić najbardziej zagorzałych fanów Preoccupations (do których sam się zaliczam), bo mimo oczywistych, post-punkowych korzeni, zespół zawsze podążał ku nieoczywistym kompozycjom, zabawie z formą i redefiniowaniu gatunku – takie Liars, tylko dziesięć lat później. Tutaj z kolei, refren goni refren, a motoryczna, niemal transowa perkusja sama zachęca do ruchu. Słowem, gdyby ktoś mi to puścił po raz pierwszy i powiedział, że to zagubione nagrania New Order czy Joy Division, uwierzyłbym bez wahania. Swoją drogą, Matthew Flegel, który już wcześniej miał manierę zbliżoną do Iana Curtisa, na „New Material” brzmi jak fuzja między nim, a Bernardem Sumnerem.
„Dissaray” z powodzeniem mogłoby znaleźć się na zeszłorocznym s/t Slowdive’a
„Przebojowość” nowego nagrania nie przeszkadza w żadnym stopniu. Słodko-gorzkie kompozycje dalej zachowują klimat poprzedników, jednak tym razem w znacznie bardziej przystępnym wydaniu. Jedyne co może przeszkadzać, to trochę zagubione w miksie partie gitar – przez większość czasu miałem wrażenie, że słyszę tylko wokal, perkusję i klawisze. Z jednej strony potęguje to rozmarzoną senność materiału, z drugiej natomiast zaburza trochę swoistą „nowofalowość” – ciężko powiedzieć, czy to celowy zabieg.
Tych, którzy są niepocieszeni zmianą kierunku zespołu, muszę zapewnić, że również znajdą tu coś dla siebie – odwołania do poprzednich dokonań znajdują się dopiero na drugiej połowie albumu. Mowa o utworze „Antidote” (którego początek dosyć często mylę z „Once In A Lifetime” Talking Heads) – jego hipnotyzujące, ciągnące się outro z fenomenalnym zabiegiem wykorzystującym efekt tremolo na wokalu od razu przypomina, z kim mamy do czynienia. Podobne odczucia przywodzi też ostatnie „Compliance”, instrumentalne, hałaśliwe i niepokojące pożegnanie z krążkiem, które zapewnia, że Preoccupations nie zapomnieli, kim są.