Adama “O.S.T.R.” Ostrowskiego przedstawiać raczej nie trzeba. Chyba każdy chociaż raz natknął się na jego twórczość, albo chociaż sam pseudonim muzyka obił mu się o uszy. Jeden z niewątpliwie najważniejszych twórców w polskim środowisku hip-hopowym zaprezentował kolejny, już 15. w swojej dyskografii, album, a 9 marca wystąpił we wrocławskim centrum koncertowym A2 w ramach trasy promującej najnowszą płytę.
Ostatni z zapowiedzianej trylogii album, z którym wielu wiązało wielkie nadzieje i niemal każdy fan zastanawiał się jakim materiałem może zaskoczyć Adam po dwóch poprzednich krążkach (“Podróż zwana życiem” z 2015 oraz najsławniejszym, sprzedanym w ponad 100 tysiącach egzemplarzy “Życie po śmierci”) nosi tytuł “W drodze po szczęście” i został wydany w ostatni piątek lutego. (Ciekawostka, płyta już w preorderze osiągnęła status złotej płyty, sprzedając się w 15 tysiącach egzemplarzy).
Po pierwszym singlu, którym był “Słuch” zapowiadający wydawnictwo, miałam bardzo mieszane odczucia. Oczywiście, po jednej piosence nie ma co oceniać całego albumu, jednak piosenka nie siadła mi tak jak się tego spodziewałam (co uległo zmianie po usłyszeniu na żywo).
Album sam w sobie po pierwszym przesłuchaniu mnie nie porwał. W sensie, jasne, pod każdym względem, czy to producenckim czy technicznym stoi on na wysokim poziomie i nawet nie ma co się sprzeczać w tej kwestii. Jednak gdzieś tam w głębi oczekiwałam czegoś więcej. Słysząc po raz pierwszy całość w pamięć wbiły mi się raptem 2 utwory, ale nie ukrywam, że z każdym kolejnym przesłuchaniem już było lepiej. Nie brakuje tam energicznych i typowo koncertowych kompozycji (np. “Słuch”, “Prędkość”) jak i wolniejszych, bardziej refleksyjnych numerów jak chociażby “Asomia”, czy wydane jako drugi singiel “All My Life”.
Na pewno warto zwrócić uwagę na postęp w warstwie lirycznej. Zdecydowanie myśli Adama są bardziej konkretne, dzięki czemu słuchacz nie ma tego wrażenia z tyłu głowy, że coś umknęło albo zostało niedopowiedziane. Owszem, nie brakuje też metafor bądź porównań, które mimo wszystko czasem są nieco zbyt górnolotne względem tego, co autor chciał powiedzieć, jednak koniec końców ma to pozytywny wydźwięk. Co ciekawsze, podczas całej tracklisty, czyli piętnastu utworów, nie pada żadne przekleństwo, a jak wiadomo Ostry od czasu do czasu lubił sobie zarzucić kurwą czy innym pierdolnikiem. Bądź co bądź, facet swoje przeżył i teraz serwuje bardziej neutralne teksty, nie wkurwiając się już na rzeczy, które najpewniej i tak nie ulegną zmianie.
Również można zauważyć, że cały album jest bardziej melodyjny od pozostałych. Momentami nawet rozśpiewany, co oczywiście jednym spodoba się bardziej, a drugim mniej. Jedno jest pewne, bardzo mocną stroną niektórych utworów jest ich brzmienie na żywo – zupełnie jakby otrzymały nowe życie. Koncerty na trasie promującej “W drodze po szczęście” to ogień dosłownie jak i w przenośni, nie brakuje ciekawych elementów wizualnych, no, a sam Ostry jak powszechnie wiadomo podczas swoich występów nie zawodzi.
Ocena:
początkowo: 6,5 -> po koncercie i kolejnych odsłuchaniach 7,5