Film Magazyn 

„Paterson”: Poezja skryta w paczce zapałek

Najnowsza produkcja Jima Jarmuscha – “Paterson”! Byłem gotowy na film, który podczas swojej canneńskiej premiery zachwycił wszystkich (naprawdę – nie pamiętam głosów na nie). To miał być portret codzienności, tego co w niej niecodzienne, tego co w niej najpiękniejsze. A przecież to tylko atrapa. “Take care of things close to home first. Straighten up your room before you save the world. Then save the world.” – słowa Rona Padgetta, do którego należą wszystkie wiersze Patersona (Adam Driver). Słowa, które odnoszą się do samego filmu, jak żadne inne, boleśnie ukazując jeden z przekazów, które zostaną nam dane. Ale ten film skrywa w sobie dużo, dużo więcej. Jak sam Paterson zresztą.

Paterson” opowiada o Patersonie, kierowcy autobusu, który mieszka w miasteczku Paterson. Obserwujemy siedem dni z życia tej istoty. Rutyna wieczna, życie jak w pętli, bliźnięta, jazda autobusem, wieczorne wyjście do pubu i czas…mijający czas. Ale ten film ani trochę nie jest o rutynie. To ważne: nie chodzi tylko o mijające sekundy, gdy na przykład żona bohatera już kończy piec babeczki, a on z największym zainteresowaniem słuchaj jej, przecież mocno infantylnych, wypowiedzi. Dlaczego? Bo kocha ją. Czas może płynąć. Chodzi o czas…na pisanie. O momenty, kiedy Paterson otwiera notatnik. Obrazowo: powoli snująca się do przodu kamera, detale samego pisania, pojawiające się – piękną czcionką stworzone – słowa na ekranie. A w tle głos Adama Drivera: stonowany, spokojny. W treści – nie można stwierdzić, że to skupianie się na najmniejszych szczegółach – poezja Patersona. Ekranowe przedstawienie pragnień i uczuć bohatera w tak minimalistyczny sposób ma wspaniały wydźwięk. To co dla wielu cechuje kino Jarmuscha. Dlatego też określa się mianem rozluźniającego: kontemplacja przynosząca ukojenie, spokój na ekranie dający spokój poza nim. W “Patersonie” wybrzmiewa to chyba jeszcze mocniej niż w jakimkolwiek jego filmie. “Tylko kochankowie przeżyją” w tym kontekście to taki obraz wypalonych artystów. “Paterson” to obraz artysty niewypalonego, człowieka w kwiecie życia. Może jest kierowcą autobusu, może wiedzie proste życie, ale dla niego jest to dobre życie. Rutyna nie musi wybrzmiewać pejoratywnie, a każda pozornie nieinteresująca rzecz, na którą Paterson zwraca uwagę, jest jednak piękna i ważna dla niego (zapałki!).

Paterson z żoną

Jarmusch wie, że prostota to rzecz, która go określa. Wie też, że poezja czy bycie artystą to nie są rzeczy, które podchodzą pod wyjaśnienia w prostych normach społecznych. Obiektywizmu tu nie ma, Artystą może być każdy, poezją może być to co zobrazujemy jako poetyckie. Ważne, żeby coś robić. I w tym momencie widzę smutną perspektywę interpretacji tego obrazu: czarnego humoru tu dużo i przyjęcie tego wszystkiego cynicznie może zaboleć. Bo co to za świat, w którym prawdziwy artysta ambicje mam malutkie, a jego pozbawiona talentów żona już myśli o wyjeździe do Nashville. Czy też barman, który w szachy gra ze samym sobą. Jarmusch mówi jednak jasno: Patersonowi nie przeszkadzają słowa żony, bo kocha ją na tyle, że może słuchać wszystkiego co mówi. Poza tym – jest to urocze. Paterson chce pisać tylko dla siebie i czuję się z tym dobrze. Barman gra w szachy sam ze sobą i też czuje się z tym dobrze. Geniusz wnikliwości w to jak czują się postacie jest ogromny. Jarmusch celnie podkreśla, że każdy postrzega rzeczywistość inaczej, ba że każdy potrzebuje ją postrzegać inaczej. Wyraża szacunek dla możliwości każdego człowieka, dla chęci i pragnień nawet najskromniejszych. W treści więc jest tutaj Jarmusch spełniony jak chyba nigdy – jego film jest kompletny, a scenariusz dopracowany na najwyższym poziomie. Czy tu chodzi o fanaberie Laury, czy o ruchy buldoga angielskiego. Właśnie ten piesek jest dobrym przykładem siły Jarmuscha, który zwraca uwagę na takie szczegóły, na które nikt by uwagi nie zwracał… Ale zaraz: nikt? Jarmusch wie, że jakiś widz by zwracał i tą drogą podążając czyni psa jedną z najważniejszych postaci w filmie. Jest jeden moment, w którym Laura wrzeszczy do Marvina (psa), że ma iść do garażu. W tej scenie, chwilę wcześniej skupiony Paterson patrzy na Marvina, skupia na nim swój wzrok i mówi, z delikatnym zdenerwowaniem na twarzy – “Nie lubię cię, Marvin”. I ta klarowność, czystość, kosmetyczna szczerość czyni ten film wyjątkowym. Tak jak czyni postać bohatera niesamowitą.

Marvin

Delikatność w obrazowaniu to klucz sukcesu “Patersona” – ujęcia muszą tu porządnie wybrzmieć, kamera poetycko podąża za Patersonem. Jak wspomniałem wcześniej w momentach pisania wygląda to najpiękniej – bohater filmowany z perspektywy żabiej i kamera, która minimalnie się do niego zbliża. Jest to istne odwzorowanie pisarskich myśli. Stylistyka jest tutaj tak nie mieszczańska, z jednej strony zwyczajna, z drugiej wyjątkowa; konkretna, jasna, higieniczna. Odczucia pogłębiają niesamowite nuty grupy muzycznej Squrl i co jakiś czas występujące drgania w dźwiękach. Aż ciarki biorą. Nie ma tu szarż, nie ma tu przesady, jest poetycki, wierszowy koncept zamieniony w gorzką filmową podróż. Gorzką, ale z refleksyjnym komizmem. Marszczący nosa, minimalnie uśmiechający się, obserwatorsko stonowany Driver w roli głównej, to kolejna rzecz, która tworzy nastrój. Nastrój takim, jaki by odczuł sam Paterson oglądając film o sobie. Symbolika istnieje w “Patersonie” w rzeczach najmniejszych, dla przykładu: czy to Japończyk w ostatniej scenie, który może łatwo sugerować jakoby reżyser nawiązywał do swojej ukochanej “Tokijskiej opowieści” Jasujiro Ozu? Tam mieliśmy do czynienia z parą starych ludzi, parą przyjeżdżającą do Tokio, do swoich dzieci, które nie miały nawet dla nich czasu. Takie czasy, metropolia się rozwija i pochłania – można powiedzieć, że Paterson to odpowiednik tej pary. Jako postać chce tylko żyć dla miłości, dla poezji i dla ludzi. Tylko czy on nie zasługuje na więcej? Pesymistyczne schowane w optymizmie. Aktorsko Adam Driver wspaniały, Jim Jarmusch za to potężnie dojrzały. Nie ma tu pretensji – taki film mógł stworzyć tylko ten reżyser. Sprawić, żeby ktoś uciekł od problemów życia, do… życia, postrzeganego inaczej (czytaj: stosunek widza z filmem). Szczególne. Poetyckie.

Ocena: 10/10

Related posts

One Thought to “„Paterson”: Poezja skryta w paczce zapałek”

  1. Em

    Bardzo ciekawa analiza, szczególnie podoba mi się fragment o psie-bohaterze filmu. Zastanawiam się jednak nad tym Japończykiem, nawiązanie do filmu Ozu? Może tak, ale dalej nie tłumaczy to samej sceny. Dlaczego akurat tak Jarmush poprowadził ten dialog?

Skomentuj Em Anuluj pisanie odpowiedzi