Czy siedzimy w tym dychotomicznym bagnie, zwanym inaczej światem polityki, tak głęboko, że nie potrafimy docenić już eskapistycznego doświadczenia, które nie skrywa swoich zamiarów pod płaszczem ideologicznej agitacji? Craig Zobel, autor fantastycznej i równie kontrowersyjnej z równie niezrozumiałych powodów Siły perswazji (Compliance), miał nadzieję, że do tego stanu naszemu społeczeństwu nadal daleko i niczym olśniony Joel McCrea w Podróżach Sullivana (Sullivan’s Travels) wyruszył na misję pokrzepienia serc, ale reakcje ludzi z kinem niezwiązanych, szerokiej publiczności oraz części krytyków mogą wskazywać na marny rezultat podjętego trudu.
Zarówno reżyser, jak i para pisarzy (Nick Cuse i Damon Lindelof) wielokrotnie podkreślali w wywiadach przyświecający im cel komediowy. Przywiązywali wielką wagę do stworzenia atmosfery pojednania, zbudowania przestrzeni, która mogłaby stanowić schronienie przed aktualnym dyskursem politycznym i dać możliwość obu zwaśnionym stronom na chwilę zapomnienia. Fakt, że ta sztuka im się udała został niestety przysłonięty serią obelg i szkodliwej, o ile taka nadal istnieje, reklamy jeszcze zanim film trafił na ekrany. Uwagi zaangażowanych środowisk były kompletnie nietrafione i nijak korespondowały z faktyczną treścią scenariusza. Droga do kin stała się nagle bardzo kręta, bo zarzuty nietaktu adresowane pod kątem ekipy Polowania (The Hunt) połączone z przypadkami publicznych strzelanin w Stanach Zjednoczonych jesienią zeszłego roku sprowokowały Universal do opóźnienia premiery, na której następną datę wpłynęła również światowa epidemia.
Pomysł na fabułę ani nie jest nowy, ani nie jest rewolucyjny, czego domagająca się część widowni nie potrafi ewidentnie przetrawić, szukając w nim jednoznacznych treści i ubolewając nad niewykorzystaną szansą na komentarz, który utwierdziłby ich w poprawnej wizji świata. To w sumie zabawne, że właśnie z takiej postawy ten film się naśmiewa, przewidując niemal nań reakcję. Przedstawienia obławy, podczas której w rolę zwierzyny wciela się człowiek, w formie rozrywki dla mas sięga początków poprzedniego wieku i popularnego opowiadania Richarda Connella ’The Most Dangerous Game’, gdzie bohater, lądując na dzikiej wyspie, staje się celem dla bogatego rosyjskiego arystokraty. Historia dostarcza także niefikcyjnych przykładów tego rodzaju incydentów, sięgających aż starożytnej Grecji, ale także bliższych współczesności, jak polowania frankistowskich faszystów na rolników, które żartobliwie nazywali reforma agraria, odnosząc się do proponowanych zmian prawnych przez ubóstwo.
W wielkim skrócie, historia Polowania koncentruje się wokół grupy stereotypowych przedstawicieli bogatej centro-lewicy (woke), która porywa grupę równie stereotypowych homofobów, rasistów, religijnych fanatyków, czy też deplorables (pl. godni ubolewania), jak są określeni w filmie, co ma oczywiście przywodzić na myśl fatalną w skutkach wypowiedź Hillary Clinton o wyborcach Trumpa podczas wyborów w 2016 roku. Urządzone zostają łowy, dając więźniom na początku iluzoryczne „fory” i wyposażając w dowolny rodzaj broni. Konfrontując obie strony, twórcy punktują każdą z nich w zabawny i niekoniecznie doktrynerski sposób. Żarty i gagi ewokują wyższych lotów odcinki South Park, jak chociażby ocenianie przynależności klasowej przy pomocy Orwellowskiego Folwarku zwierzęcego, trucie cukrem albo feministka z bronią przystawioną do skroni, której poczucie równouprawnienia nie pozwala być traktowaną inaczej niż jej męscy towarzysze broni – towarzysze, którzy leżą dookoła martwi. Interesujący jest też drobny twist fabularny, który fanom Nicholasa Raya przypomni o pewnej niesprawiedliwie osądzonej grupce banitów z Johnny’ego Guitara.
Filmy Zobela są dlatego warte uwagi, bo widać w nich chęć estetycznego wykorzystania medium, by przekazać coś więcej niż wymaga tego sama treść. Tak było w dusznej i trzymającej w napięciu Sile perswazji, do której sam pisał scenariusz zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami i podobnie jest w przypadku Polowania. Znowu pojawia się płynne operowanie bliskimi planami i naprawdę efektywne zbliżenia. Znowu uwaga widza jest często kierowana za pomocą zmian ostrości w ramach poszczególnych ujęć. Nie brakuje również kolorystycznego akcentowania opozycji poprzez kontrast błękitów i czerwieni, poczynając od świateł neonów, przez kostiumy, aż po bardziej oryginalne rozwiązania, jak niebieski ogień gazowego palnika i płomień domowego kominka.
Jednak to wszystko kosmetyka, a na najwyższe pochwały zasługują decyzje z zakresu narracji wizualnej i obalania klisz gatunkowych za jej pomocą właśnie. Kamera Zobela wielokrotnie zmienia punkt widzenia i przedstawia kolejnych bohaterów, stawiając się jednocześnie w ich pozycji. Zabieg charakterystyczny dla opisu protagonisty jest wykorzystany wielokrotnie i po kilku wstępnych iteracjach staje się jasnym sygnałem niechybnej zguby obserwowanej postaci. Z tego złowróżbnego schematu wykrusza się pierwszoplanowa gwiazda widowiska, czyli Crystal grana przez chłodną, kalkulującą i nie zdradzającą swoich uczuć i intencji Betty Gilpin, która niedawno cieszyła się z trzeciej pod rząd nominacji do telewizyjnych nagród Emmy za rolę w serialu Glow. Co ciekawe, poza wspomnianym rack focusem, nie pojawia się na ekranie przez pierwsze minuty spektaklu, zanim nie zginie większa część ofiar.
Szalenie hojny w dynamiczną choreografię finał dostarcza rozwiązań tematycznych wątków zainaugurowanych na kolejnych etapach opowiadania, zostawia widza z pewną zagadką do rozwiązania i zadania sobie pytania czy odpowiedź jest faktycznie istotna, a przede wszystkim kończy obraz ostatnim machnięciem pędzla, który należy potraktować, jako autograf kogoś świadomego własnych eskapistycznych ambicji (‘It’s fuckin great!’).
Ocena: 6/10