„120 uderzeń serca” to jeden z najmocniej komentowanych filmów zeszłorocznego festiwalu filmowego w Cannes. Po jego premierze mówiło się nie tylko o Złotej Palmie, ale i porównywano film Robina Campillo (reżyser świetnego „Eastern Boys”) do emocjonalnego arcydzieła jakim jest „Moonlight”. Nie rozumiem do końca dlaczego, bo film Campillo to bardziej manifest polityczny z elementami historii niż cokolwiek innego.
Jako ów manifest sprawdza się zresztą doskonale. Pierwsza godzina filmu, która opowiada o rodzącym się w latach 80. ruchu aktywistów walczących z epidemią HIV/AIDS, jest znakomita. Campillo wyzwala w niej niesłychanie dużo energii, która jest zaraźliwa. Siła „120 uderzeń serca” leży właściwie tylko w tej otwierającej godzinie, w której mamy do czynienia ze świetnie ukształtowanym bohaterem zbiorowym. Czujemy moc, desperację tego ruchu, chwilami wielką jego bezsilność, która jednak wyzwala coraz więcej chęci działania. Wielka szkoda, że Campillo nie pociągnął tej historii do samego końca swojego, do tego momentu imponującego, obrazu. Głównie ze względu na fakt, że ewidentnie lepiej mu się opowiadało o zjawisku niż o jego uczestnikach.
Widać to w momencie, kiedy „120 uderzeń serca” zmienia się w film o dwójce kochanków, których życie nieuchronnie prowadzi do śmierci jednego z nich. Grający umierającego Seana Nahuel Perez Biscayart jest co prawda fenomenalny, ale niestety jego charyzma nie jest wystarczająca do pociągnięcia wątku, który trąci schematem i raczej nie zostawia wielkiego emocjonalnego impaktu. I to mimo prezentacji wielu bardzo drastycznych pod względem wizualnych sekwencji, łącznie z finałową sceną śmierci. Pożegnanie bohatera zostaje wygrane na najwyższych emocjonalnych nutach, ale nie sposób zauważyć, że przed dobrą godzinę „120 uderzeń serca” zamiast zbliżać się do nomen omen serca widza, nieuchronnie się od niego odsuwa.
Gdyby był to film do samego końca w konwencji dokumentalistycznej, mielibyśmy zapewne do czynienia z gatunkowym przełomem. Nie mamy, co nie zmienia faktu, że jest to rzecz bardzo mocna.
Ocena: 7/10