Crystal Moselle sportretowała w Skate Kitchen oraz opartym na filmie serialu Betty grupę chyba najbardziej rozbrajająco szczerych, żywych, konsekwentnie skonstruowanych bohaterek kina młodzieżowego ostatnich lat, które w dodatku są odbiciami prawdziwych pasjonatek skateboardingu. Cudowne!
Obydwie te propozycje mają wspólne walory – poraża wręcz ich prawdziwość, zachwyca bezpretensjonalność. Moselle tworzy chwilami dość błahe historie, które jednak są takie tylko pozornie. W praktyce jest w stanie w prostej narracji zawrzeć tyle prawdy o dorastaniu, problemach nastolatek, które wrzuca do sytuacji bardzo specyficznej i nie ukrywajmy takiej, w której rządzą faceci. Tym trudniejsze zadanie czeka te wspaniałe dziewczyny, żeby wyrobić sobie w świecie skateboardowym pozycję, na którą zasługują.
Żeby nie było – to nie jest historia feministyczna, a przynajmniej nie taki jest jej cel. Moselle co prawda sięga po całą paletę problemów – pierwsze miłości, kwestie lgbt, problemy z rodzicami, którzy często nie akceptują swoich dzieci, pierwsze rozczarowania związane ze zderzeniem z dorosłym życiem – ale raczej nie bawi się w kino społeczne. Tworzy tak zaraźliwie pozytywną wizję świata, że można przymknąć oko na niektóre scenariuszowe słabości. Paradoksalnie w szczególności odnaleźć je można w krótkim filmie, którego finałowy akt się rozłazi i robi się tam zdecydowanie zbyt poważnie.
W 6 odcinach Betty takich problemów nie ma – Moselle brawurowo opowiada nowe historie naszych ulubionych bohaterek, z konsekwencją budując beztroską, rześką atmosferę. Z tego serialu, z filmu zresztą też, po oczach bije młodość, na którą spoglądamy niemalże z zazdrością – te dziewczyny jeszcze mają czas na wszystko i korzystają z niego w pełni.
Warto dać sobie szansę na poznanie Janay, Camille, szalonej Kirt, Indigo i mojej osobistej faworytki, milczącej, ale przy tym rozczulająco niezdarnej i absolutnie przekochanej Honeybear. Nie będziecie żałować.