Jan Komasa coraz odważniej poczyna sobie na polskim kinematograficznym podwórku. Wprawdzie reżyser nie ma w swoim dorobku wielu pełnometrażowych filmów, to każda nowa produkcja wzbudza zainteresowanie krytyków i publiczności. Po rewelacyjnym Bożym ciele, które doczekało się nominacji do nagrody Oscara, Komasa tworzy kolejny obraz silnie umiejscowiony w polskim społeczeństwie. O ile nawiązanie w tytule najnowszego dzieła do jego produkcji z 2011 roku – Sali samobójców – wydaje się nieuzasadnionym chwytem marketingowym, tak sam zwiastun zapowiadał całkiem porządne widowisko audiowizualne.
Sala samobójców. Hejter stanowi opowieść o losach chłopaka zagubionego w miejskiej dżungli, przepełnionego dobrymi chęciami, jednak jak wiemy – dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Jego praca oraz potencjalna kariera na studiach zostaje zaprzepaszczona w momencie, gdy popełnia plagiat i zostaje skreślony z listy studentów. Nieszczęśliwie zakochany podejmuje próbę wzięcia odwetu na ludziach, którzy przysporzyli mu przykrości w życiu. Zatrudniony w agencji reklamowej, działając jako tytułowy hejter, rozpoczyna niszczenie wizerunku osób publicznych, jednocześnie prowadząc samego siebie do autodestrukcji.
Trzeba oddać Komasie, że umiejętnie tworzy gęstą atmosferę, skupiając się przy tym wyłącznie na historii jednego bohatera. Stopniowe budowanie napięcia przyczynia się do utrzymania uwagi widza przez cały seans, dzięki czemu odczuwa się niezwykłą satysfakcję, odkrywając kolejne karty fabuły. Prosta – na pierwszy rzut oka – opowieść w rzeczywistości okazuje się być niezwykle skomplikowaną, zwłaszcza pod kątem psychologicznym. Ciekawy jest przede wszystkim sposób ukazywania siły platform społecznościowych oraz roli języka w aktualnej sytuacji społecznej, politycznej, kulturowej. Zasadniczo wszystko zaczyna się od słowa, które pociąga za sobą jakieś konsekwencje – bardziej lub mniej zaplanowane. System kuli śniegowej napawa obawą, a bezwzględność głównego bohatera nakazuje widzowi refleksję nad hejtem, którego sam był świadkiem lub ofiarą.
Ponadto nie można zaprzeczyć, że Jan Komasa ma intuicję co do wyboru aktorów – casting do Sala samobójców. Hejter udał się w takim stopniu, jak w Bożym ciele. Maciej Musiałowski wcielający się w rolę Tomka, tytułowego protagonisty, intryguje: nietypowa uroda nadaje twarzy nieprzeniknionego wyrazu, a sam aktor płynnie przechodzi od stanu obojętności do rozpaczy. Myślę, że Hejter będzie dla młodego aktora trampoliną, która – podobnie jak w przypadku Bartosza Bielenia, pozwoli mu zaistnieć w polskim kinie – oby artystycznym. Grę aktorską Musiałowskiego wypełnia umiejętnie zarówno Agata Kulesza, jak i Maciej Stuhr (co przełamuje niesmak po jego występie w Bad Boy), dzięki czemu całość nabiera realizmu. Nienaganne balansowanie pomiędzy wydarzeniami o różnorodnym ładunku emocjonalnym, całościowo – pomimo nielicznych lokacji oraz ograniczenia czasu akcji – niesamowicie wciąga widza w historię.
Atutem filmu Komasy jest przede wszystkim autentyczność – biorąc pod uwagę polską arenę polityczną oraz zupełny brak dialogu pomiędzy grupami społecznymi, mowa nienawiści pokazywana w Sali samobójców. Hejter jest po prostu rzeczywista. Co ciekawe, reżyser pokazuje w swoim dziele, że nadchodząca apokalipsa nie musi wiązać się z końcem świata – może ona oznaczać kres konkretnego życia na różnego rodzaju sposoby: śmierć polityczna, medialna, biologiczna. I choć film łapie małą zadyszkę tuż po punkcie kulminacyjnym, jestem przekonana, że będzie to jedna z najlepszych polskich produkcji tego roku.
ocena: 8/10