Z filmami Wesa Andersona jest trochę jak z wymarzonym prezentem – po męczącym wyczekiwaniu w końcu dostajemy to, czego chcieliśmy. Cztery lata są jak wieczność, zwłaszcza przy tak, mimo wszystko, niewielkim dorobku artystycznym reżysera, z którym można spokojnie zapoznać się w ciągu weekendu. Ale doczekaliśmy się – druga pełnometrażowa animacja…