Nowa produkcja Netflixa, na podstawie prozy Harlana Cobena, to na pewno najlepszy polski serial z tej stajni, jeśli nie w ogóle najlepsza propozycja tzw. seriali premium.
Oglądamy tutaj właściwie dwie historie jednego bohatera, Pawła – w jednej jest on licealistą, którego poznajemy na obozie, gdzie jest opiekunem. Obóz kończy się tragicznie – ginie dwójka uczestników, a kolejnych dwoje nigdy nie zostaje odnalezionych. W drugiej odsłonie spotykamy Pawła już jako doświadczonego prokuratora, który zmaga się kilkoma demonami: z przeszłości, które go nawiedzają w związku z odnalezionym ciałem, oraz z teraźniejszości, które łączą się ze śmiercią jego żony oraz ze sprawą, którą aktualnie prowadzi.
Tak pokrótce przedstawia się fabuła W głębi lasu, 6-odcinkowego serialu stworzonego przez dwójkę bardzo dobrych polskich twórców – Leszka Dawida i Bartosza Konopkę. Dawid wyreżyserował pierwsze 3 odcinki, Konopce przypadła w udziale z kolei końcówka serialu z finałem włącznie. Zaskakująco widać różnice w stylu, czego nie spodziewałem się po 50-minutowej, zamkniętej, quasiproceduralnej formie. Okazuje się jednak, że nawet w tak zamkniętej całości można pozostać wiernym swoim narracyjnym przyzwyczajeniom i umiejętnościom. Nie ukrywam, że bardziej przypadła mi do gustu część Leszka Dawida, którego otwierające odcinki są znakomite – jest w nich to czego oczekuję od naprawdę dobrego thrillera, a więc sporo napięcia, solidnie budowana intryga, oparta na atmosferze tajemnicy i ciekawych postaciach. Konopka, który musiał domknąć tę opowieść poradził sobie trochę gorzej, bo odcinki kończące serię są opowiedziane w słabszych tempie i już tak nie wciągają. Szczęśliwie rozwiązanie zagadek przychodzi wiarygodnie, zarówno pod względem emocjonalnym jak i fabularnym.
Największą zaletą W głębi lasu jest obsada, zarówno ta grająca postaci z 1994r., jak i ta z 2019r. Hubert Miłkowski jako młody Paweł i doskonały Grzegorz Damięcki tworzą konsekwentny portret jednego człowieka, w którego psychice i emocjonalności zebrało się bardzo dużo ciężaru, z którym on powoli sobie nie radzi. Elektryzujący jest Adam Wietrzyński jako młody Artur. We współczesnej historii bardzo dobre są z kolei drugoplanowe role Arka Jakubika i Cezarego Pazury, który sprawdza się świetnie jako cyniczny, wyjątkowo bezczelny dziennikarz.
Dodając do tej układanki bardzo dobry soundtracku Łukasza Targosza, dostaniemy jedną z najbardziej zaskakujących w pozytywnym sensie polskich propozycji serialowych ostatnich miesięcy. Świetnie udało się przenieść prozę Cobena na rodzime warunki – wygląda to tak, jakby ta historia była oryginalne rozpisana na Polskę. Dobra robota.