Seans pierwszego sezonu „Trzynastu powodów” nie należał prawdopodobnie w niczyim przypadku do najłatwiejszych. Niepokój, niezrozumienie, irytacja, złość, bezradność, smutek, wzruszenie. Oto emocjonalna mieszanka wybuchowa, której doświadczysz zagłębiając się w historię 17-letniej samobójczyni Hannah oraz grupy jej rówieśników z Liberty High School. Pierwsze trzynaście odcinków serialu nie zakończyło się być może typowym cliffhangerem, ale pozostawiło większość widowni z nieprzyjemnym poczuciem, że coś tutaj nie gra. Jak produkcja, którą masowo pochłonęli młodzi ludzie, niekiedy również zmagający się z problemami przywołanymi w serialu, może nie potępić od początku do końca czynu odebrania sobie życia? Jakim cudem gwałciciel dwóch młodych dziewczyn wciąż chodzi bezkarny po ulicach małego amerykańskiego miasteczka? Dlaczego nikt, ani młodzież ani dorośli nie reagują na to całe zło jak najszybciej się da, a zamiast tego czekają, próbując zrozumieć motywy i chronologię wydarzeń czy oszacować cenę jaką przyjdzie im zapłacić w momencie gdy przemówią? Sezon drugi, choć nieoparty już na książce, był zatem oczywistością, ale i koniecznością. Mimo że mieszane uczucia i obawy względem rozciągnięcia opowieści Hannah na kolejne kilkanaście epizodów towarzyszyły mi zarówno przed przystąpieniem do oglądania jak i w trakcie, po wszystkim muszę przyznać, że była to rozbudowa potrzebna i dopiero teraz, z czystym sercem mogę powiedzieć, że „13 Reasons Why” to serial potrzebny, aczkolwiek kontrowersyjny i odważny.
Bohaterów, których poznaliśmy w pierwszym sezonie odnajdujemy dziś w kilka miesięcy po tragicznej śmierci Hannah, przesłuchaniu kaset przez Claya i próbie samobójczej Alexa. Na wokandę sądu trafia sprawa Bakerów (rodziców Hannah) przeciwko miejscowemu liceum. Tym razem proces i kolejni świadkowie, a nie kasety są rdzeniem fabuły. Skutkuje to sporym spadkiem tempa (w pierwszym sezonie z każdym kolejnym nagraniem emocje rosły, a tajemnice mnożyły się i widz absolutnie nie miał ochoty rezygnować z oglądania serii w trybie binge-watchingu), ale są również plusy takiego rozwiązania fabularnego. Okazuje się bowiem, że kasety Hannah były jedynie częścią jej historii, a także tylko i wyłącznie jej punktem widzenia. Każdy odcinek drugiego sezonu to zatem nowa osoba wezwana na świadka, nowy kawałek układanki, nowa perspektywa, kolejna odkryta tajemnica. Część z nich zaskakująca, jedne satysfakcjonujące, inne nie. Niektóre umiejscowione sensownie pod kątem chronologii wydarzeń i ich wpływu na psychikę Hannah, niektóre wręcz przeciwnie, nijak pasujące do całości, choć niejednokrotnie pokrzepiające i urocze. Scenom rozpraw sądowych w „Trzynastu powodach” co prawda daleko jest do pełnej poprawności merytorycznej, ale tam gdzie trzeba, emocje sięgają zenitu i wtedy serial jawi się jako rasowy court drama.
Kontynuując opowieść o Hannah twórcy zdecydowali się przybliżyć również historie innych postaci. I chwała im za to! Odkrywając, co dzieje się w głowach Jessiki, Justina, Courtney czy Tylera serial tworzy kolejne odnogi historii, tym samym bezpośrednio nawiązując do następnych palących problemów współczesnych młodych dorosłych, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Mimo iż wciąż uważam, że jednoczesne borykanie się z napaściami seksualnymi, narkotykami, samobójstwami, nastoletnimi ciążami, chorobami psychicznymi, dostępem do broni, dręczeniem, wykorzystywaniem i powszechną agresją pod dachem jednej szkoły jest lekkim nagięciem rzeczywistości, to rzeczywistość ta została nagięta w konkretnym celu. „13 Reasons Why” odpowiada pełna piersią na wstrząsające wydarzenia dnia dzisiejszego: strzelaninę w Columbine High School, akcję #MeToo i wiele innych przykrych aspektów codzienności w XXI wieku. A odpowiedź ta obierając na target młodzież i jej rodziców uświadamia ich i przestrzega. Tym razem z odpowiednim wydźwiękiem. Pomimo kilku brutalnych scen, szokuje mniej, ale być może jest to kwestia odpowiedniego nastawienia widza po pierwszym sezonie i gotowości na najgorsze.
„Trzynaście powodów” wciąż może poszczycić się dobrą, a przede wszystkim realistyczną grą aktorską, której najjaśniejszym punktem jest Dylan Minnette w roli Claya. Fani relacji chłopaka z Hannah nie powinni być zawiedzeni, gdyż dziewczyna już w pierwszym odcinku pojawia się u boku przyjaciela jako swego rodzaju zjawa, rozmawia z Clayem i stara się pomóc mu (na swój własny, nie zawsze właściwy sposób) w uporaniu z tęsknotą i bólem oraz akceptacją nowości na swój temat. Jeśli sceny te nie koniecznie przypadną Wam do gustu lub wydadzą się naciągnęte, byle tylko aktorka Katherine Langford miała okazję troszkę więcej sobie pograć, poczekajcie do końca. Zamknięcie rozdziału pod tytułem „Hannah” i pożegnanie z nią łamie serce w najlepszym tego wyrażenia filmowym znaczeniu. À propos – po raz kolejny każdy odcinek dostarcza również znakomitego soundtracku. Tym razem mamy na koniec do czynienia ze standardowym zawieszeniem akcji w sytuacji pełniej napięcia, a więc furtka została otwarta i to na oścież. Czy to dobrze czy nie, okaże się w sezonie trzecim, który prawie na pewno powstanie. Choć „Trzynaście powodów” bywa serialem dyskusyjnym, trudno odmówić mu przecież miana kury znoszącej złote jaja dla Netflixa. Po kolejnych kilkunastu epizodach obejrzanych w niespełna cztery dni mam lepsze przeczucia niż w zeszłym roku. Jeśli tylko dotychczasowa problematyka zostanie ujęta w odpowiedni sposób, wartość tej produkcji może okazać się nieoceniona.
Ocena po drugim sezonie: niezmiennie 8/10.