„Kwiat jest zapomnieniem o tym, że było się nasionem.” Jest to jedno ze zdań padających w filmie, który poświęcony został kontemplacji nad procesem zapominania oraz odchodzenia rzeczy w niepamięć. Te piękne słowa pozostały ze mną do dziś, choć od seansu minęło już sporo czasu. Nie będę ukrywać, nie będzie to długa recenzja, albowiem sam film trwa zaledwie 70 minut. Jednakże każda z nich dokładnie wypełnia filmową czasoprzestrzeń, nie pozostawiając widza z poczuciem zmarnotrawionego czasu.
Forms of forgetting, czyli tłumacząc wprost na j.polski – Formy zapominania, to już trzeci film Buraka Çevika goszczący w sekcji Forum festiwalu w Berlinie. Ewidentnie turecki reżyser na stałe zadomowił się w stolicy Niemiec, a jego kolejne produkcje regularnie przyciągają wzrok programerów sekcji. Zresztą, trudno się im dziwić. Czuć, że Çevik ma nad swoimi filmami pełną kontrolę i dokładnie wie o czym, a co ważniejsze, jak chce w nich opowiadać historię.
W przypadku tego filmu ciężko zręcznie podsumować fabułę. To przecież nie o nią tu chodzi! Forms of forgetting to przede wszystkim esej pełnymi garściami czerpiący z poetyckości tematu. Główną jego osią jest rozmowa pomiędzy byłymi partnerami, Nesrin i Erdemem, tocząca się na żywo na ekranie. Jednocześnie z offu słyszymy głosy tych samych postaci, które niejako z przyszłości komentują to, o czym rozmawiali tego dnia. Reżyser rozszerza tu klasyczną trójwymiarową przestrzeń wprowadzając dodatkową, czwartą oś czasu.
Tocząca się rozmowa nie dotyczy niczego szczególnego. Jest trochę wspominaniem tego co utracone, cofnięciem się do powodów rozstania pary, a trochę pretekstem do tego, by na podstawie losu tej dwójki pokazać, jak odmiennie każde z nich zapamiętało minione wydarzenia. Nawet jeśli dzielili ze sobą życie przez pewien czas, okazuje się, że każde z nich posiada inne wspomnienia oraz emocje związane ze wspólnymi chwilami.
W tle nieustannie pobrzmiewa druga rozmowa, ta jednak pochodzi z przyszłości i dzieli je okres dwóch lat. Nesrin oraz Erdam słyszani z offu komentują samych siebie z nagrania. Okazuje się, że już zapomnieli oni o tym, o czym wówczas rozmawiali. Choć to te same postaci, rozciągnięte w czasie, widz może odnieść wrażenie, że są oni obcy nie tylko sobie nawzajem, ale co ciekawe – samym sobie.
Podczas trwania ok. 12-minutowej rozmowy, rozciągniętej na cały film, pozostały czas wypełniają obrazy będące pewnego rodzaju reportażem z przemijania. Jednego razu obserwujemy budowę i trwające prace konstrukcyjne, w innym momencie przenosimy się do ruin miasta. Znajdziemy się w stoczni, która niegdyś była więzieniem, w lesie wypełnionym drzewami zdającymi się być tam od zawsze, a potem w szklarni, gdzie sezonowo wzrastają nowe pokolenia roślin.
Te wszystkie nienazwane miejsca, niczym znaczniki na mapie, będą naszymi przewodnikami po świecie, który jest w ciągłym procesie następowania. Dobrze ujmują to słowa Marca Auge, przywołane w rozmowie przez Nesrin: „Zapominanie i pamiętanie nie są całkowicie przeciwieństwami. Ponieważ jedno istnieje, drugie jest możliwe.”
Cały film kończy bardzo ciekawa, eliptyczna sekwencja, podczas której przestrzeń ekranu powoli ulega wygaszaniu, niknie. Co jakiś czas rozbłyśnie światło latarki, odsłaniając przed widzem zaledwie skrawek, wycinek pokoju – tego, co ukryte w ciemności, zapomniane. Reżyser konsekwentnie konstruuje i dekonstruuje świat, nie pozostawiając nic przypadkowi. Trudno wyobrazić sobie lepsze podsumowanie dla całej opowieści.