Robert Wichrowski rozpoczął swoją przygodę z reżyserią od telewizji, jednak ostatnimi laty zaczął przeplatać swój dorobek artystyczny z produkcjami wyświetlanymi na wielkim ekranie. Oględnie wspomnijmy, że do tej pory polski twórca szczególnych sukcesów na tym polu nie odnosił, a i wśród publiczności nie był szerzej rozpoznawany. Jego najnowszy obraz to komedia romantyczna – gatunek, który do kin przyciąga znacznie większą liczbę odbiorców aniżeli przykładowo dramat, pozwalając na chwilę zapomnieć o troskach dnia codziennego. Czy Kobieta sukcesu pozwoli Wichrowskiemu zaistnieć na rynku filmowym?
Na wstępie trzeba stwierdzić, iż Hanna Węsierska w roli scenarzystki szczególnie się nie wykazała. Jeśli pomyślicie sobie o typowej komedii romantycznej, to właśnie opowiedzieliście sobie całą fabułę Kobiety sukcesu. Rozpoczynamy zatem od zapoznania widza z główną bohaterką, której życie przypomina bajkę – spełnienie zawodowe oraz rozkwitające życie prywatne w żadnym stopniu nie zwiastują nadchodzącej katastrofy. Nagle okazuje się jednak, że partner zdradza, firma upada, a jedyne co pozostaje to dzięki kłamstwu dostać nową pracę i poznać miłość swojego życia. Mamy zatem rozwijającą się przewidywanie historię, punkt kulminacyjny oraz szczęśliwe zakończenie – całego schematu nawet nie da się zaspojlerować, bowiem już pierwsza scena sugeruje zakończenie. Chronicznym mankamentem polskich komedii romantycznych jest brak zabiegów, które wywoływałyby na twarzy odbiorcy uśmiech. Trzy żarty na krzyż w ciągu całego filmu to zbyt mało, aby dobrze się bawić podczas seansu, zwłaszcza jeśli produkcja ma przynieść jedynie rozrywkę, bo nad walorami estetycznymi czy edukacyjnymi nawet nie ma sensu snuć refleksji. Pierwotnym źródłem tego problemu jest niewątpliwie słabo rozpisany scenariusz, bowiem jak inaczej określić sytuację, w której najbardziej angażującą postacią jest pies, swoją drogą o urzekającym imieniu Paproch?
Niektóre średniej jakości obrazy potrafi uratować obsada aktorska, niestety nie w tym przypadku. Stwierdzenie, że Agnieszka Więdłocha zagrała źle, byłoby trochę zbyt daleko idące, bowiem najpewniej nie dało się wyciągnąć więcej z tak płytkiej bohaterki. Momentami wypada ona nawet charyzmatycznie, jednak na przestrzeni całej projekcji to nadal za mało. Występ Julii Wieniawy-Narkiewicz, którą ostatnimi czasy mieliśmy okazję oglądać w kultowych Kobietach mafii, trudno zaliczyć do udanych – sztucznie odgrywana postać siostry głównej bohaterki wzbudza jedynie poczucie irytacji, a wątek dotyczący jej nie dość, że nie jest szczególnie ciekawy, to dodatkowo niedbale rozpisany. Honor ekipy ratuje Bartosz Gelner, który jako jedyny wypada naturalnie, a sceny z Paprochem są jedynymi z lepszych.
Polski rynek filmowy przesiąknięty jest komediami romantycznymi i w znacznej mierze są to produkcje bardzo przeciętne. Niestety, Kobieta sukcesu nie wyróżni się na tym tle, pozostając zlepkiem dobrze znanych schematów. Atutem obrazu może być ścieżka muzyczna składająca się z popularnych kawałków oraz całkiem zgrabnie dopasowana do rozgrywających się wydarzeń. Innych zalet seansu trudno się jednak doszukać. Film Wichrowskiego wpisuje się w nurt opowieści o teoretycznie silnych kobietach, które koniec końców nie potrafią obejść się bez miłości oraz męskiego ramienia. Przewidywalna fabuła, znikoma liczba rozbawiających sytuacji oraz średnia gra aktorska sprawiają, że coraz częściej zerka się na zegarek, a zamiast czerpać przyjemności z projekcji, raczej czeka się z niecierpliwością, aż ona się zakończy.
Ocena: 3/10