Uwielbiam jeden z poprzednich filmów Christophe’a Honore czyli Piosenki o miłości – to naprawdę kino oryginalne pod względem formalnym, a i tematycznie całkiem zgrabnie poruszające się po temacie przemiany dojrzałego człowieka, któremu tylko wydaje się, że już wszystko wie o swoim życiu. Tamten film mnie intrygował, a momentami zachwycił. Niestety z Sorry Angel mam ten problem, że ani przez moment nie poczułem zaintrygowania, o zachwycie nie wspominając. Czułem jednak pretensję.
Niesłychanie dużo jest w tym filmie momentów, w których po prostu nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Honore wie jaką opowieść chce nam sprzedać, ale nie wie jak. Przepracowywanie traumy związanej z diagnozą AIDS, przyjmowanie kolejnych wieści o umierających przyjaciołach – to naprawdę tematy na trudny, dobrze zbudowany dramat. Niestety w Sorry Angel wszystko jest na pół gwiazdka, bo Honore nie chce robić filmu społecznie zaangażowanego a bardziej nawiązać do gatunku melodramatu. Tylko, że takiego, co w nim główne role grają intelektualiści. I właśnie przez to robi film, który jest żaden, bo porwał się na połączenie wody z ogniem. Niemożliwe.
Sorry Angel nie dotyka tematu tak dobrze jak to robiły wciąż przecież przereklamowane filmy jak 120 uderzeń serca, Filadelfia czy Świadkowie (najlepszy z tych trzech, w reżyserii Andre Techine). Ani też nie jest dobrym melodramatem, bo nie czuje się w nim emocji między bohaterami. Przeciwnie niedługo po pierwszym spotkaniu Arthura i Jacquesa pojawia się irytacja. Jej powód jest prosty – Honore jakby specjalnie szukał najbardziej pretensjonalnej sytuacji dramatycznej, żeby oprzeć na niej film. I się udało – romans między chorym na AIDS pisarzem, a młodym, niedoświadczonym studentem to materiał na kino męczące, pseudointelektualne i w ostatecznym rozrachunku po prostu nudne. Gdyby te postaci wyposażyć w cechy, które pozwoliłyby nam się w ich historie jakoś zaangażować, to nie miałbym pretensji. Honore jednak sam rzuca sobie kłody pod nogi, bo trudno o bardziej irytujące zestawienie postaci, jeszcze wokół których pojawiają się drugoplanowi bohaterowie bez historii.
Sorry Angel zyskuje jako ładny obrazek trudnych czasów. Przegrywa jednak pod względem wykorzystania tematyki oraz sposób poprowadzenia fabuły – nie chcę takich historii, z tak zmarnowanym potencjałem. Chcę więcej kreatywnego Honore, jak w Piosenkach o miłości, a mniej nudnego i pretensjonalnego Honore, jak tu.
Ocena: 4/10