Bardzo lubię, kiedy artysta, tworząc dzieło, przenosi mnie w inny świat. Nie mówię tu jedynie o kinie, ale o ogólnie pojętej sztuce. W muzyce jest to na pewno utwór „Echoes” grupy Pink Floyd. Ta 24 minutowa odyseja dźwięku jest dla mnie czymś mistycznym, czymś co odcina mnie w momencie obcowania z nią od rzeczywistości i przenosi w inny wymiar. Podobne wspomnienia wiążę z pierwszym zetknięciem się z twórczością Davida Lyncha, która zdefiniowała mój gust filmowy i nadal stanowi jego bardzo ważną część. Możliwe, że to już oklepany frazes, ale nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że autor “Twin Peaks” i “Dzikości Serca” pozwala mi śnić najpiękniejsze koszmary na jawie. Będąc wiernym odbiorcą, podatnym na wszelkie twory Amerykanina, postaram się choć trochę przybliżyć sobie i Wam, jak Lynch projektuje swoje sny.
Narracja. Sposób opowiadania historii przez Amerykanina jest w pewien sposób wyjątkowy. Posługując się już klasycznym cytatem, a właściwie jego wariacją – “Nic nie jest tym, czym się wydaje”. Reżyser w swoich autorskich dziełach zawsze przedstawia grubszą lub cieńszą warstwę rzeczywistości, czegoś względnie pewnego, aby konsekwentnie ją odkrywać. Robi to jednak na tyle subtelnie, że widz nie widzi tego płynnego przejścia między rzeczywistością, a fantazją. W “Blue Velvet” był to prosty, aczkolwiek bardzo działający schemat. Lynch zdzierał idylliczne kolory czerwieni i błękitu, w celu ujawnienia zła gryzącego wnętrze miasteczka. W przypadku “Dzikości Serca” im dłużej trwała podróż Sailora i Luli, tym więcej mroku zaczynało ich otaczać. Jeśli chodzi o “Zagubioną Autostradę” albo “Mulholland Drive”, tam od razu zostajemy wrzuceni w wir projekcji, których prawdziwość jest trudno wskazać. Nie oznacza to jednak bełkotu na ekranie. Jest to chaos zaplanowany, w którym każdy pojawiający się element, postać ma znaczenie dla fabuły, a nie jest czystym ozdobnikiem. Cierpliwość i celebracja konsternacji popłaca i może zaowocować w swego rodzaju katharsis.
Postaci. Trudno jest wskazać jeden konkretny typ bohatera Lynchowskiego, ale można określić spektrum jego cech. Podobnie, jak romantyczni twórcy literatury często na swoich bohaterów wybierali szaleńców, dzieci, przesądnych, ludzi otwartych na wiarę w świat transcendentny, mistycznej przyrody, akceptujących rzeczy niewytłumaczalne przez “naukę”, tak i Lynch umiejscawia w swoich obrazach ludzi wrażliwych na sen. Młodzi ludzie, których postrzeganie świata dopiero ulega kształtowaniu. Postaci takie jak Sailor, Lula, Jeffrey wkraczają w dorosłość, ale echo młodości jeszcze wybrzmiewa w ich życiu. Są podatni bardzo na działanie zła, będącego częścią ich nowego życia. Są to również artyści, których praca często zaciera granice między fikcją a rzeczywistością. Widać to na przykładzie Freda, Betty i Nikki. Ta ostatnia szczególnie, odbywa rejs po zakątkach swojej świadomości ukształtowanej przez jej pracę na planie. Cechą wspólną większości bohaterów Lyncha jest również pewna doza ekscentryczności, którą każdy, choć odrobinę, jest obdarzony. Jest ona zauważalna u zarówno poczciwego Agenta Coopera, jak i szefa gangu Mr. Eddy’ego.
Dźwięk i obraz. Mówiąc o reżyserze “Mulholland Drive”, nie można nie wspomnieć o jego stałym współpracowniku, autorze ścieżki dźwiękowej do ponad 10 obrazów – Angelo Badalamentim. Kompozytor pozwala nie tylko oglądać, ale też słyszeć sen. Charakterystyczne dla niego niskie pomruki syntezatorów zawsze brzmią inaczej. Jego muzyka sprawia, że powietrze staje się bardziej gęste i lepkie. Nie potrzebuje całej orkiestry, a zazwyczaj stawia na minimalizm i mniejszy zespół. Soundtrack do Twin Peaks ma już w tym momencie rangę ikonicznego. Polecam zapoznać się z filmem na YouTube, w którym Angello opowiada o procesie tworzenia tematu Laury Palmer, który polegał na muzycznej ilustracji słów Lyncha.
Jesteśmy w ciemnym lesie. Wieje lekki wiatr przez drzewa sykomor. Świeci księżyc i słyszysz pohukiwanie sowy w tej pięknej ciszy wypełnionej ciemnością […] A za drzewami znajduje się bardzo samotna dziewczyna… Nazywa się Laura Palmer
Równie charakterystyczny jest obraz. Frederick Elmes, jak i Peter Deming nadali głębi projekcjom reżysera. “Długie pomieszczenia” zdeformowane przez szerokokątne obiektywy zdają się być odsłonięte, równocześnie kryją tak dużo. Nietypowe kadrowanie z bliska albo prowadzenie pierwszoosobowe pozwala w pełni kontemplować odrealniony świat. Kamera, czasami niezauważalnie płynie (nie jest ustawiona na statywie), jakby chciała koić widza do długiego snu.
Spójne uniwersum. Poza wyżej wypisanymi środkami wyrazu budującymi ten „inny świat” można zauważyć elementy rezonujące na przestrzeni całej filmografii Amerykanina. Kotary i zasłony (Głowa do wycierania, Mulholland Drive, Zagubiona Autostrada i oczywiście Twin Peaks). Symboliczna płynna ściana, będąca barierą między snem a rzeczywistością? Elektryczność i migające światło. Jest teoria, według której zło w filmach Lyncha objawia się właśnie w ten sposób. Zmiany napięcia pojawiają się, nie tylko w efektownych wizualnie scenach, ale w drobnych, pozornie mało znaczących momentach (kowboj w MD, badanie Laury Palmer). Jeżeli mara jest pewnym zdeformowanym namacalnego świata, to i postaci spoza niego będą inne. Karły, olbrzymy, peanup girls. Apogeum tego występuje w jednej scenie “Ogniu krocz ze mną”, w której pojawiają się wszyscy lokatorzy Czarnej Chaty.
Ale czy to, że można w drobny sposób zbadać elementy charakterystyczne filmografii Lyncha, w jakiś sposób wyjaśniają albo krystalizują jego obrazy. Jestem zdania, że wręcz przeciwnie. Geniusz i wyjątkowość reżysera tkwią, że analiza generuje jeszcze więcej pytań, na które można szukać odpowiedzi przy ponownych seansach. Przy obcowaniu ze sztuką wychodzę z założenia, że nie trzeba jej wcale rozumieć, można ją czuć sercem. Moja wrażliwość jest podatna na te piękne koszmary, a źródło wzruszeń jest ukryte głęboko i nie jest możliwe do opisania żadnymi słowami.
Super 🙂