Franz Ferdinand właśnie rozpoczął promocję nowej płyty, która ukaże się na początku lutego 2018 roku. Mając w pamięci Right Thoughts, Right Words, Right Action sprzed 4 lat, moje oczekiwania wobec Szkotów są naprawdę spore. Jednak pierwszy singiel Always Ascending wzbudził we mnie spory niepokój.
Zaprezentowany utwór będzie nie tylko kawałkiem tytułowym, ale również otwierającym cały album. Always Ascending rozkręca się powoli, przy dźwiękach pianina i iście chóralnego śpiewu. Nie trwa to jednak długo, a wraz z wyśpiewaną frazą Let go kończy się spokojna gra. Szkoci nie atakują słuchacza jednak mocnym brzmieniem, a zamiast tego słychać klawisze i wyraźny bit na perkusji. Ta tendencja utrzymuje się praktycznie przez cały utwór. Taka zmiana stylistyczna nie przypadła mi do gustu i jest głównym powodem mojego zaniepokojenia o nowy album, bo Franz Ferdinand łączył mi się zawsze z wyraźnym brzmieniem gitar. Od swojego debiutu w 2004 roku wytworzyli własny styl, który można było w łatwy sposób rozróżnić, było wiadomo, o jaki zespół chodzi. Nie oznacza to, że Always Ascending odwraca się plecami do wcześniejszych dokonań zespołu. W końcu jedna z kluczowych cech zespołu, czyli wokal Alexa Kapranosa jest ten sam. Jednak ta zamiana środka ciężkości w brzmieniu Franz Ferdinand robi zasadniczą różnicę.
Sam singiel na tle wcześniejszych kawałków takich jak Evil Eye, No You Girls czy najbardziej znanego Take Me Out wypada po prostu blado. Nie jest utworem złym, ale na pewno nie utkwi w mojej głowie na dłużej. Więc na pytanie, czy Always Ascending przypada mi do gustu, odpowiem – nie. Ale, gdy ktoś zapyta, czy czekam na nowy album, moja odpowiedź będzie brzmiała: jak cholera!