„Shambhala” to pierwszy nepalski film pokazywany w konkursie głównym podczas Berlinale. Reżyser tej produkcji – Min Bahadur Bham, miał już okazję pokazywać swoje poprzednie projekty na festiwalu w Cannes, a zatem widać, że kinematografia z tego regionu zaczyna być coraz bardziej widoczna. I słusznie, to niewątpliwy powiew świeżości względem kina europejskiego, nie tylko ze względu na kwestie fabularne, ale również sposób narracji czy stylistykę. Jak wypada zatem nepalski obraz na tle pozostałych filmów z sekcji?
Akcja „Shambhala” rozgrywa się w centrum Himalajów i skupia się na bohaterce imieniem Pema. Poznajemy ją w momencie zawierania ślubu z Tashim i jego braćmi. Dalszy rozwój wydarzeń będzie stanowił próbę jej charakteru, bowiem szereg zbiegów okoliczności zmusi protagonistkę do dalekiej podróży. Jej historia jest mocno osadzona w kulturę regionu, znacząco wzmacniając wrażenie immersji.
Myślę, że obraz Min Bahadur Bhama można – pod kątem gatunku – określić jako kino drogi, choć co ciekawe bardziej zmienne jest otoczenie wokół bohaterki, a także towarzyszące jej postacie, niż sama Pema. Ona jest pewną stałą podczas seansu, która gwarantuje nam doprowadzenie sprawy do samego końca. To kolejny portret kobiety niezależnej i trwającej w swoich przekonaniach w ramach tegorocznego konkursu, co dodatkowo również wpisuje się w tematykę tożsamości. Pema od początku do końca jest pewna swoich przekonań, sposobu postępowania, jednocześnie pozostałe otwarta na potrzeby innych oraz koleje losu.
„Shambhala” zachwyca na wielu polach: mamy świetnie przemyślany scenariusz, który pomimo powolnego rozwoju wydarzeń, potrafi utrzymać uwagę widza na ponad dwie godziny. Podczas oglądania ma się wrażenie wewnętrznego spokoju i harmonii – tak, jakby wszystko działo się zgodnie z planem. Dodatkowo, całość nabiera momentami metafizycznego wydźwięku, wprowadzając typowe dla tamtejszej kinematografii elementy wierzeń. Te poszczególne elementy – stroje, charakteryzacja, oddanie rzeczywistości poprzez przedmioty i drugie plany budują atmosferę całej produkcji. Zanurzenie się w nepalską rzeczywistość jeszcze nigdy nie było takie proste.
Film Min Bahadur Bhama można byłoby obejrzeć wyłącznie ze względu na zdjęcia. Stwierdzić można by było, że niesztuką jest zachwycić odbiorcę, pokazując mu wielkie, ośnieżone góry w tle. Niewątpliwie jednak w „Shambhala” zadbano o ustawienie każdego ujęcia, umiejętnie zestawiając malutkość człowieka na tle monumentalnych szczytów. Kilka scen jest tak niezwykle uchwyconych, że zapadają na długo w pamięć po seansie. Prostota jest zdecydowaną siłą produkcji Bhama.