Jean Michel Jarre to niewątpliwie jedna z ważniejszych postaci w świecie elektroniki, ambientu, czy new age. Ten prawie już siedemdziesięcioletni Francuz, pionier tych właśnie muzycznych stylów po kilku latach nieobecności wrócił do Polski by zagrać dwa koncerty, dać dwa niesamowite show promujące dwie połączone płyty wydane w 2015 i 2016 roku noszące nazwę „Electronica – Part 1 & 2”. Najpierw w Gdańsku (08.07.17) oraz w Krakowie dzień później, na którym miałam przyjemność się znaleźć.
Słuchając Jarra w domowym zaciszu miałam wrażenie, że przy tej muzyce, przy niektórych – zwłaszcza nowszych kawałkach mogłabym bez problemu tańczyć na jakiejś dobrej, wrocławskiej imprezie techno. Spodziewałam się więc, że na koncercie zobaczę dużo młodych twarzy, lecz zważając na to, że wielu młodych ludzi nigdy nie słyszało o muzyce Jarra mogłam się również spodziewać i tego, że wcale tak nie będzie. I rzeczywiście, średnia wieku słuchaczy odpowiadała bardziej rocznikowi moich rodziców. W internecie przeczytałam, że Jarre to techno dla 50-latków i gdzieś w środku czuję, że w jakimś stopniu muszę się z tą opinią zgodzić. Dlaczego?
Na początku koncertu zgromadzona na nim publiczność sprawiała wrażenie bardzo zagubionej – i ja również, ponieważ podczas The Heart Of Noise Part 1 & 2 – utworu rozpoczynającego całe wydarzenie, miałam ochotę natychmiast wstać z miejsca i pozwolić sobie odpłynąć w tańcu, lecz nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek ma na to ochotę mimo tego, iż później wykonał wiele bardziej „tanecznych” kawałków. Niektóre z nich swoją drogą kojarzyły mi się trochę z kiczem, ale nie było ich na szczęście wiele. Wielkie wrażenie wywarła na mnie cała szata graficzna, w jaką został przyozdobiony koncert. Wszelkie wizualizacje wyświetlane na specjalnej siatce rozciągniętej wokół sceny na pewno nie były tylko tłem koncertu. Gdy zobaczyłam je podczas pierwszego utworu pomyślałam sobie, że to będzie naprawdę wielkie show. Zostawało jeszcze tylko pytanie, czy to show będzie dobre.
Widać było, że Jarre dwoił się i troił, by porwać ludzi z krzeseł przez naprawdę długi czas, lecz publika lekko się ożywiła dopiero, gdy z jego syntezatorów zabrzmiały starsze, dobrze znane piosenki (przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ chyba nie jestem w stanie przyswoić całej twórczości Jarra). Gdy publiczność przeniosła się już w czasie do upragnionych lat 80., wspomnień z młodzieńczych lat i tańców, muzyk zaprosił wszystkich pod scenę i krakowska Tauron Arena zyskała drugie życie tego wieczoru.
Jak to w zwyczaju artyści mają, na bis Jean Michel Jarre zostawił dwa najbardziej znane utwory Oxygene 4 i Zoolookologie, które do końca rozgrzały krakowską publikę.
Krótko podsumowując:
Ten koncert był dla mnie naprawdę ciekawym doświadczeniem. Bardzo fajnie było zobaczyć i usłyszeć na żywo tak ważną postać w świecie elektroniki i przekonać się, że Jean Michel Jarre nie tylko młodo wygląda na scenie, ale i z pewnością się tak czuje grając swoją muzykę i cały czas tworząc nową.