Jak wiecie, przejazdy wrocławską komunikacją miejską są czasem niebezpieczną przygodą. Ostatnio co drugi tramwaj to zbuntowany nastolatek – raz się wykolei, raz nie wyhamuje. Dziś chciałbym jednak zabrać głos w sprawie autobusów, bardziej przewidywalnych środków komunikacji. Wbrew tytułowi: wymienię po jednym moim ulubionym plusie i minusie.
Plus: kierowca autobusu ma wpływ na trasę. I kiedy pojazd stoi w korku, czasem zamienia się w superbohatera i jedzie – Panie! – po torowiskach, nietorowiskach, przed siebie (prawie jak słynny autobus nr 62 z Rosji :
Minus: nieznośne szarpu szarpu. Większość autobusów przy ruszaniu niemiłosiernie szarpie, do czego można się przyzwyczaić. Jednak niektórym pracownikom MPK zapomni się czasem, że wiozą jakiś tam ludzi czy coś…
Kierowcy w oczekiwaniu na zielone światło czasem lekko podjeżdżają (mimo że jest nadal czerwone). W samochodzie osobowym dzieje się to płynnie i nie ma wpływu na kondycję pasażera. Ale jeżeli zniecierpliwiony kierowca szarpiącego autobusu ma kaprys i chce o te kilka centymetrów przybliżyć się do następnego przystanku, no to, człowieku, masz przerąbane! Bo nie dość, że autobus sobie ruszy, to jeszcze po połowie sekundy gwałtownie zahamuje („A, no bo jeszcze nie ma zielonego, zapomniałem” i bach! po hamulcach). Pasażerowie wyglądają, jakby tańczyli do jakiegoś mocnego dubstepu.
Ale cóż – nadal trzeba przyznać, że transport publiczny jest tańszy od jazdy samochodem. Ceny benzyny…wrrr…
Paweł Wojciechowski