Anglojęzyczny debiut awangardowego, greckiego reżysera, bazuje na oryginalnym pomyśle. Film ukazuje alternatywną rzeczywistość, która tylko na pierwszy rzut oka przypomina naszą. W obsadzie m.in. śmietanka Hollywood – Colin Farrell, Rachel Weisz, John C. Reilly. Na tym jednak kończą się związki ze sztampowymi, amerykańskimi rozwiązaniami. Choć kto oglądał Yorgosa Lanthimosa ten doskonale powinien to wiedzieć.
„Lobster” jest dziełem wysublimowanym, aczkolwiek bardziej przystępnym w odbiorze, niż poprzednie filmy Greka. Do jego najnowszej produkcji zdecydowanie łatwiej jest się przekonać. Czego nie można powiedzieć o „Kle” czy „Alpach”, których sploty fabularne są niestandardowe – obfitują w rozwiązania niekiedy tak zdumiewające, że aż zabawne. Na pewno ich odbiorcami nie są szerokie masy, zdecydowanie nie można ich zakwalifikować do mainstreamu.
Myśli Yorgosa Lanthimosa często krążą wokół tematu alienacji. Z reguły jego koncepcje są niekonwencjonalne. Nawet jeśli zamyka swoich bohaterów w ograniczonej przestrzeni, nie brakuje im wygód. Język, jakim się posługują, w pierwszym momencie, może być dla widza niejasny. Zauważymy też upodobanie do przekazów niewerbalnych (cała gama zabawnych gestów w relacji Rachel Weisz i Colina Farrella). Surrealistyczna wizja społeczeństwa może bawić, wprawiać w osłupienie, a nawet przerażać. Pomiędzy komedią a dramatem przechodzi cienka linia. Widz sam musi zdecydować, które aspekty portretowanej rzeczywistości przemawiają do niego bardziej.
Mocną stroną filmu są kreacje aktorów. Ich postacie mają na tyle oryginalne charaktery, że udałoby się nakręcić prequel o tym, jak trafili do ośrodka przypominającego portal randkowy, działający na zasadzie dobierania według podobnych niedoskonałości. Poznamy w filmie stałą bohaterkę produkcji Lanthimosa – Aggeliki Papoulie. Tym razem zagrała ona obdartą z wszelkich emocji znakomitą łowczynię. Spotkamy też kulejącego mężczyznę, który, oszukując samego siebie, przybiera różne maski. Wszystko po to, aby przypodobać się pewnej pensjonariuszce.
Główny bohater – David – to mężczyzna w sile wieku, opuszczony przez żonę. W tej roli Farrell, który z gęstym wąsem i oponką w okolicach mięśni brzucha nie przypomina macho, lecz czterdziestoletniego prawiczka. Od początku fabuły Davidowi towarzyszy pies, który jest jego bratnią duszą. Ma to nie tylko metaforyczne znaczenie, ponieważ z powodu niemożności odnalezienia życiowej partnerki, w procesie reinkarnacji, brat Davida stał się zwierzęciem. Reguły rządzące tym antyutopijnym światem, są na tyle wyrozumiałe, że przed przemianą pozwalają dokonać wyboru gatunku. Dlatego z różnych pobudek ludzie decydują się na wilki, łasice czy homary. W tym totalitarnym systemie, jednostki, które nie mają stałych partnerów, które nie uprawiają miłości, są niepożądane.
Po obejrzeniu filmu nasuwa się pytanie, czy idealna miłość istnieje? Miejsce, do którego kierowani są samotni ludzie ma być doskonałą szansą na ponowne odnalezienie drugiej połówki. Jednak przepełniona zakazami (takimi jak, np. masturbacja) i nakazami (m. in. polowania na dezerterów ośrodka) instytucja nie zawsze działa jak należy.
Lanthimos prowokuje do myślenia, a jednocześnie pozostaje wierny swojej wizji kina. Nie spodoba się to każdemu, bo artystyczne nie znaczy łatwe. Film stawia znak zapytania nad emocjonalną kondycją dzisiejszego społeczeństwa. Namawia do zastanowienia się nad wzorcami zachowań, jakie są nam narzucane, oraz wskazuje te, które są rzekomo odpowiednie. Lecz czy robi to na poważnie?
9/10