Są takie filmy, niestety coraz więcej, które bardzo chcą być ważne, poruszają wszak ważną tematykę, ale nigdy ważne nie będą. Powodem jest nieudolność twórców, ich braki warsztatowe czy fatalne pomysły fabularne, które niweczą trud innych. Idealny przykład to zeszłotygodniowa premiera „Syna Królowej Śniegu” w reżyserii Roberta Wichrowskiego. Do dziś umieszczenie tego filmu w sekcji „Odkrycia” zeszłrocznej edycji Nowych Horyzontów uważam za wyjątkowo niesmaczny żart.
Michalina Olszańska gra tu samotną matkę dziecka, które do typowych nie należy. Chłopiec lubi uciekać do świata fantazji, w czym pomaga mu „nieoficjalny dziadek” grany przez Franciszka Pieczkę. Para Pieczka-Anna Seniuk to tandem aktorski, który chciałoby się w naszym kinie oglądać bardziej regularnie, ale w lepiej napisanych rolach. Nieprawdopodobna musi być indolencja reżyserska Wichrowskiego jeśli z takiego zespołu aktorskiego nie potrafił wycisnąć nic poza kilkoma mało wiarygodnymi, pozbawionymi konsekwencji wybuchami emocjonalnymi. Są one i tak najmocniejszymi momentami szeregu kuriozalnie zainscenizowanych, niebywale irytujących scen, które składają się na pseudointelektualną fabułe z tzw. ambicjami.
Ambicje Wichrowski ujawnia tak późno jak to możliwe, bo…na napisach końcowych. Do tego momentu nie mamy pojęcia z czego wynikają poszczególne rozwiązania fabularne, jaka jest logika tego filmowego koszmaru, dlaczego bohaterowie są tak rozchwiani, a co za tym idzie tak fatalnie napisani. Odpowiedź na nurtujące nas pytania przychodzi w finale oraz przy napisach. W jednej sekundzie „Syn Królowej Śniegu” z filmu żenująco słabego staje się filmem groźnym, który traktuje widza jak kompletnego debila, zupełnie bez szacunku dla jego już wystarczająco nadwątlonej cierpliwości. Groźne jest w nim to, że bardzo poważny problem spłycony zostaje tutaj do poziomu fatalnej filmowo, gatunkowo pokracznej opowieści, która otwartym zostawia ocenę postępowania bohaterów. Podobnie trochę jak w filmie „Una”, który traktował pedofilię jak jedną z dróg do prawdziwej miłości. Jest cały szereg powodów, dla których „Syna Królowej Śniegu” trzeba odrzucić i pozwolić na odejście w filmowe zapomnienie. Najmniej znaczącym z nich jest krótki występ kultowej Beaty Fido, co świadczy chyba najlepiej z jakim „dziełem” mamy do czynienia…
Ocena: 1/10