Współcześnie Jim Jarmusch to jeden z najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich reżyserów. Już od momentu debiutu w 1982 krytyka ciepło go przyjęła. Chociaż w młodości nikt nie spodziewał się po nim kariery filmowca, aktualnie określa się go jako mistrza ponowoczesnej narracji eksperymentującego z utartymi motywami, gatunkami i intertekstualizmem, w groteskowy sposób poruszającego tematy rozczarowania i śmierci. Pomimo korzystania w swojej twórczości z dobrze znanych postaciach wampirów, nieśmiertelnych lub zombie, w filmach Jarmuscha nie znajdzie się patosu i bezkrytycznego kultywowania danych motywów popkultury. Chociaż ostatni film – „Truposze nie umierają” – spotkał się z wieloma słowami krytyki, nie można zaprzeczyć, że Jarmusch odcisnął swoje piętno w historii kinematografii i wypracował własny postmodernistyczny styl.
W młodości Jarmuscha nie planował angażować się jako filmowiec – pasjonowała go literatura. Aby spełnić swoje marzenia o karierze pisarza, w 1971 roku rozpoczął w tym kierunku studia na uniwersytecie Columbia. Zaledwie kilka miesięcy przed ich ukończeniem, wyjechał do Paryża. Poznał tam francuskie kino, które wywarło na nim na tyle duże wrażenie, że zaczął interesować się kinematografią. Po powrocie do Stanów rozpoczął naukę w nowojorskiej Tisch School na wydziale filmowym. Poznał tam reżysera słynnego „Buntownika z wyboru” – Nicholasa Raya – który szybko stał się mentorem młodego twórcy. To dzięki Ray’owi Jarmusch mógł zrealizować swój pierwszy pełnometrażowy film „Nieustające wakacje” z 1982 roku. Produkcja została bardzo dobrze przyjęta przez krytykę, a już w 1984 film „Inaczej niż w raju” został licznie nagrodzony na festiwalu w Cannes, Sundance, Locarno i przez Amerykańskie Stowarzyszenie Krytyków Filmowych. Jarmusch bardzo szybko z pisarza stał się twórcą filmowym docenianym przez światowej sławy krytyków. W ciągu kilku kolejnych lat został nominowany do Złotej Palmy za „Poza prawem” i „Mystery Train”. Dalsza kariera Jarmuscha jedynie potwierdziła, że zmiana profesji była dobrą decyzją zarówno dla reżysera (chociaż kto wie jak potoczyłaby się jego kariera literacka), jak i dla widzów, którzy zyskali szansę, aby obejrzeć bezbłędne obrazy krytyki społecznej.
Pod koniec lat 80. Jarmusch rozpoczął pracę nad cyklem „Kawa i papierosy”. Film złożony jest z jedenastu krótkich epizodów przedstawiających rozmowy przy tytułowej kawie i papierosach. W owych krótkich dialogach obnażone zostają wady i hipokryzja bohaterów. Dwójka mężczyzn pali, równocześnie chwaląc się, że zerwali z nałogiem. Inni, starają się pozbyć nieproszonego (nieświadomie rasistowskiego) gościa, a inni próbują rozwiązać rodzinne konflikty. Ma się wrażenie, że żadna z przedstawionych osób nie chce znajdować się w owej sytuacji. Pragnie jak najszybciej skończyć rozmowę i wrócić do swojego zwyczajnego życia. Widz, będąc świadkiem tak niekomfortowych interakcji, sam zaczyna czuć dyskomfort i zastanawiać się, czy na pewno chce uczestniczyć w przedstawionych wydarzeniach. „Kawę i papierosy” uznać można za jeden z najciekawszych projektów Jarmuscha. Niedość, że film był kręcony przez 17 lat, to objawiła się w nim metoda pracy Jarmuscha i zaangażowanie, z jakim tworzy widoczne później np. podczas kręcenia „Patersona”. Scena z Cate Blanchett, w której aktorka gra dwie skrajne odmienne postaci, kręcona była w dwa różne dni, aby pomóc Blanchett wczuć się w grane charaktery. Dodatkowo, aktorzy improwizowali część rozmów dodając im tym samym naturalności.
Krytycy amerykańskiego twórcy zarzucają jednak jego filmom brak akcji. Inni są sceptycznie nastawieni do oczywistego politycznego przesłania zwłaszcza ostatnich filmów jak „Truposze nie umierają”. Osobiście powiedziałabym, że owszem, w filmach Jarmuscha raczej nie znajdzie się niespodziewanych zwrotów akcji, ale nie na to należy zwrócić w nich uwagę. Reżyser stara się tworzyć przytłaczający, ale często też groteskowy klimat, który ma skłonić do refleksji nad ewolucją kultury. Pokazuje ludzi jako sprzymierzeńców bądź wrogów nauki, tak jak zrobił to ostatnio w „Truposze nie umierają” zwracając uwagę na sytuację polityczną w Stanach i sceptyczne podejście Trumpa do zmian klimatycznych. Jarmusch przedstawia ludzi często jako żywych trupów, pozbawionych wrażliwości, zatraconych w swojej próżności i owładniętych konsumpcjonizmem, jak byli określeni w „Tylko kochankowie przeżyją”.
Jarmusch nie kreuje negatywnej wizji wszechświata, nie jest fatalistą, ale w swoich filmach nie daje jednoznacznego rozwiązania problemów, o których mówi. Nie wskazuje odpowiedzi na pytanie dotyczące ludzkiej samotności, konsumpcjonizmu, owładnięcia pędem codziennego życia i ogólnie pojętych problemów współczesności prowadzących do jarmuschowskiego konfliktu między życiem a biernym istnieniem. To widzom pozostaje skonfrontować swoje wyobrażenia i skojarzenia z danymi obrazami, aby ustosunkować się do opowieści i jej odzwierciedlenia w rzeczywistości.