Tegoroczny udział João Canijo w festiwalu filmowym Berlinale jest o tyle ciekawy, że mieliśmy okazję zobaczyć aż dwa jego filmy. Jeden z nich wyświetlany jest w sekcji Konkurs Głównego, a drugi w równie popularnej sekcji „Encounters”. Stanowią one w teorii tę samą historię pokazaną z różnych punktów widzenia. Brzmi jak ciekawy eksperyment, jednak jak wypada w rzeczywistości?
O statuetkę Złotego Niedźwiedzia walczyła wersja „Mal viver”. Tymczasem „Viver Mal” to odwrotne ujęcie „Mal Viver”, w którym João Canijo ujawnia wszystko, co unosiło się w głębi ostrości w lustrzanym odbiciu. To był mój dotychczas najmniej satysfakcjonujący seans podczas całego festiwalu. Rozczarowanie było tym większe, że film João Canijo miał potencjał, który gubi się gdzieś już na samym początku.
Historia skupia się na pięciu kobietach, którym przyjdzie zmierzyć się ze sobą, głównie na płaszczyźnie psychologicznej. Łączące je więzy krwi i przeszłości sprawiają, że starcia te nie należą do najprzyjemniejszych. Większość wypowiedzianych słów jednocześnie rodzi przykrość. Wraz z bohaterami cierpi cała widownia.
Ciężko stwierdzić, co takiego poszło nie tak w filmie „Mal viver”. Całość została zamknięta w jednej lokacji – hotelu, w którym żyją i pracują bohaterki. Snujemy się po korytarzach, gotujemy w kuchni, siedzimy w recepcji razem z protagonistkami. Atmosfera jest napięta, a konflikty jedynie się potęgują. Nie prowadzi to jednak do niczego, a w połowie odechciewa się nawet śledzić dialogów postaci.
To nietypowe rozpisanie charakterów kobiet sprawia, że trudno się z nimi utożsamić czy zaangażować się w ich historie. Choć kwestie dialogowe wydają się być pełne emocji, w środku są puste i przebrzmiałe. Bohaterki powinny nas poruszać, tymczasem ich emocjonalna nicość w wymowie i gestach jedynie irytuje.
Choć miałam wiele chwil zwątpienia, wytrwałam do końca seansu. Nie uważam, by było warto. Zakończenie jawi się dla mnie jako płytkie i wygodne dla scenarzystów, ale nie dla odbiorcy. Nie tłumaczy niczego, nie podrzuca żadnych nowych tropów, a jedynie potęguje wrażenie straconego czasu.