Tajemnica – oto słowo klucz do kina Jagody Szelc. Reżyserka w wywiadach wielokrotnie podkreślała, że kino – w przeciwieństwie do muzyki – nie potrafi być przez nas traktowane jako abstrakcyjny środek wyrazu. Ludzie zbyt mocno starają się rozumieć filmy, szukać jedynego poprawnego klucza interpretacyjnego, zamiast po prostu skupić się na p r z e ż y w a n i u tego, co zobaczyli. Za swój główny cel Szelc postawiła zabijanie w nas tego negatywnego przyzwyczajenia i póki co, pozostaje konsekwentna w jego realizacji. Oba jej pełnometrażowe filmy to puzzle o nieskończonej liczbie rozwiązań, prawdziwa galeria zagadek, niedopowiedzeń i pytań, które nie tylko jak najbardziej służą snutej przez reżyserkę opowieści, ale stają się wręcz jej głównym atutem. „Monument” nie jest jednak pod tym, ani żadnym innym względem, dziełem równie spełnionym, co wybitna „Wieża. Jasny dzień”.
Trochę niesprawiedliwie będzie oceniać najnowszy film Jagody Szelc głównie przez pryzmat jej szalonego debiutu, jednak w tym przypadku jest to poniekąd uzasadnione, ponieważ, to co decydowało o jego fenomenie w „Monumencie” zostało niemal całkowicie pominięte. „Wieża. Jasny dzień” przez ¾ czasu trwania była świetnie rozpisanym dramatem psychologicznym, w którym co chwila dostawaliśmy jedynie sygnały, że ekranowa rzeczywistość tylko z pozoru wydaje się normalna. Napięcie wynikające z perspektywy zbliżającej się apokalipsy nawarstwiało się coraz bardziej i w końcu osiągnęło taki rozmiar, że gdy w finale znalazło swój upust, działało to na nas niczym prawdziwe katharsis.
„Monument” tymczasem jest po prostu horrorem, w którym najważniejsze karty lądują na stole dość szybko, bo od razu po niedługiej ekspozycji. Później nie bardzo czym jest już nas zaskoczyć – Szelc niby z znów zostawia tu sporo miejsc na interpretacje, ale po drodze często posługuje się elementami, które (zwłaszcza w dobie występującej ostatnio „nowej fali horrorów”) pojawiały się dość często. Przykłady? Kubrickowski hotel „gdzieś na końcu świata” , bohaterowie tracący kontrolę nad sobą, pod wpływem tajemniczej siły czy niezamierzenie zabawna scena finałowego rytuału.
Wszystko to jest oczywiście świetnie zagrane, nakręcone i zmontowane, a napięcie w niektórych sekwencjach można kroić nożem. Solidna gatunkowa realizacja wystarcza by określić „Monument” wyjątkowo sprawnym ćwiczeniem stylistycznym, jednak niestety niczym więcej. Szkoda, bo oczekiwania były naprawdę wysokie. Pozostaje nam mieć jedynie nadzieję, że kolejny film Jagody Szelc okaże się rewolucją na miarę „Wieży.Jasny dzień”.
Ocena: 6/10