’Joker’, albo 'King of Tragedy’, parafrazując tytuł słynnego filmu autorstwa jednego z największych żyjących i nadal pracujących reżyserów, Martina Scorsese. Owo porównanie samemu narzuca sobie Todd Phillips, który po kilku obrazach opierających się na najniższej formie rozrywki, postanowił „dorosnąć” i nakręcić mroczny dramat, wykorzystując chodliwą platformę komiksową, badając osamotnioną, chorą psychicznie jednostkę w społeczeństwie, które się jej wypiera i pozbawia jakiejkolwiek pomocy. Problem w tym, że z ambitnego przedsięwzięcia zrodziła się wydmuszka z płytkim podejściem do wspomnianego tematu. Wykorzystuje przy tym nie tylko narracyjne, ale i wizualne tropy żywcem przerysowane z takich dzieł mistrza amerykańskiego kina współczesnego jak 'Taxi Driver’ i 'King of Comedy’. Uzasadnione są rozważania nad kwestią plagiatu i piszę to z pozycji osoby, która z premedytacją odświeżyła pamięć tych filmów przed seansem.
Swojej dojrzałości Phillips postanowił dać wyraz w postaci szarej, ciemnej, zimnej, przygnębiającej estetyki, którą próbuje podnieść rangę przekazu w prezentowanym materiale. Nie mogę się pozbyć wrażenia dziecka, które popisuje się zabawkami albo nastoletniego neofity, który pierwszy raz w życiu natknął się na radykalne hasła filozoficzno-polityczne i postanowił przywdziać zbroję i chwycić płonący miecz w ich ofiarnej obronie. Epickość ujęć jest na dłuższą metę zwyczajnie męcząca i odwraca uwagę od rdzenia historii. Krok po kroku, scena po scenie, zlewają się w jeden pretensjonalny bełt i przestają jakkolwiek oddziaływać na moje zmysły. Pojedyncze zdjęcia są niemalże wyjęte z jakiegoś innego filmu i wklejone na siłę, jak przepiękny symetryczny obraz weduty Gotham z wertykalną osią tworzoną przez tory kolejowe. Piękne, ale bezcelowe.
Podobny efekt daje fatalna maniera do upraszczania samemu zaaranżowanych konstrukcji w filmie i ilość zbędnej ekspozycji. Średnio inteligentna osoba załapie, które ze scen są urojeniami i nie potrzeba tej wiedzy wbijać do głowy młotkiem przez retrospekcje. 'Joker’ nie ma w sobie krzty subtelności, wbrew temu, co twierdzą pochwalne recenzje. Do tego przejdę dalej, odnosząc się do wszechobecnej krytyki pod kątem niebezpieczeństwa interpretacji. Na ratunek stara się przyjść muzyka Hildur Guðnadóttir (seria 'Czarnobyl’), która w próżni być może się broni, ale zainstalowana w filmie jest aż nadto widocznym narzędziem manipulacyjnym, wywołując określone i oczekiwane od widza emocje.
Całość sprowadza się do przesyconej i przeładowanej genezy jednego z najbardziej znanych szwarccharakterów w uniwersum komiksowym, przystrojonej w pstrokate piórka. Upierzenie nie pozwala mu jednak wyhodować i rozwinąć skrzydeł, a elementy wiążące historię z kanonem postaci służą jedynie za kulę u nogi całości utworu. Cały wątek rodziny Wayne wraz z jego karykaturalnymi bohaterami jest zbędny. Ile razy jeszcze zobaczymy śmierć rodziców Batmana na ekranie? Weźcie przykład z Sony i jego pajęczego człowieka.
Uważam za bardzo istotne poruszenie tematu szkodliwości społecznej filmu, na który uwagę zwracało wielu amerykańskich krytyków po premierze filmu w Wenecji i robią to nadal podczas weekendu otwarcia. Kompletnie nie rozumiem tych zarzutów i owszem, jestem w innej sytuacji wyjściowej, żyję w innej kulturze, na innym kontynencie, ale wychodzę z zarzutem wręcz przeciwnym, czyli wspomnianym brakiem subtelności. Przerażający jest widok Arthura, który w końcu pozbył się wszystkich hamulców i tanecznym krokiem schodzi po wysokich schodach, wcześniej wielokrotnie pokonywanych w przeciwnym kierunku. On może się śmiać, jak na Jokera przystało, ale wydźwięk jest jasny. Jeśli jednak znajdzie się widz, który tego nie pojmuje, to cała uroda tej sceny jest zniszczona później. Moment, w którym Joker tłumaczy, kierując słowa do kamery (podczas talk-show), o czym jest ten film powoduje, że naprawdę ciężko jest opacznie zrozumieć jego sens i traktować inaczej niż smutną tragedię chorego człowieka. Człowieka szalonego, który w świecie pełnym szaleńców wygląda na kompletnie normalnego. Przypomina historyjkę o królestwie, czarnoksiężniku i zatrutej studni.
Raz pewien potężny czarnoksiężnik, chcąc zniszczyć królestwo, wlał magiczny płyn do studni, z której czerpali wszyscy mieszkańcy. Ktokolwiek napił się tej wody, stawał się szalony. Następnego ranka wszyscy mieszkańcy napili się ze studni i każdy z nich popadał w obłęd, z wyjątkiem króla i rodziny królewskiej, bo oni mieli własną studnię, a do niej czarnoksiężnik nie zdołał dotrzeć. Zaniepokojony król próbował opanować sytuację, wydając szereg dekretów mających na celu poprawę bezpieczeństwa i stanu zdrowia mieszkańców, jednak strażnicy i inspektorzy, którzy również napili się zatrutej wody, uznali dekrety za absurdalne i wcale nie zamierzali ich wypełniać. Gdy do poddanych dotarła wieść o królewskich dekretach, doszli do wniosku, że ich władca oszalał i głośno protestując, udali się pod pałac, domagając się jego abdykacji. Zdesperowany król gotów już był opuścić tron, ale królowa powstrzymała go słowami „Chodźmy teraz i my napić się wody. Wtedy staniemy się tacy jak oni”. Tak tez uczynili. Kiedy tylko król i królowa napili się wody szaleństwa, natychmiast zaczęli mówić od rzeczy. Wówczas poddani zmienili zdanie. Skoro król zaczął przemawiać tak mądrze, dlaczego nie zostawić rządów w jego rękach? I spokój znów zapanował w królestwie, choć ludzie zachowywali się w nim całkiem inaczej niż mieszkańcy ościennych krajów. Król zaś panował aż do końca swoich dni.
– Paulo Coelho
Jakąkolwiek przyjemność z seansu ratuje gra aktorska Joaquina Phoenixa, który przyzwyczaił swoich fanów do wysokiego poziomu. Wczuwa się w postać mentalnie upośledzonego maniaka w sposób kompletny. Na pewno pomogły mu w tym doświadczenia z planu 'You Were Never Really Here’ Lynne Ramsay. Film szkockiej reżyserki skupiał się wokół pojedynczej postaci, cierpiącego na zespół stresu pourazowego mężczyzny na własną rękę zajmującego się ratowaniem uprowadzanych dziewczynek i niestroniącego od używania przemocy, która jednak nie jest przedmiotem fascynacji kamery.
Czuję, że czegoś tu brakuje, czegoś nie dostrzegamy i kroczymy ścieżką, która wydaje się niewłaściwa.
– Joaquin Phoenix dla ReelBlend podcast
Wypowiedź Phoenixa odnośnie jego roli Jokera, z którą trudno mi się nie zgodzić. Aktor uważa, że wraz z Phillipsem dokonali wymaganych poprawek. Według mnie nie podołali temu zadaniu.
Ocena: 5/10