Po raz kolejny, bez żadnych kompetencji, ale za to z wielką pasją do jedzenia zabieram się za bycie blogerem kulinarnym. I na rozkład biorę miejsce, którego jeszcze we Wrocławiu nie było – Wyłowione to pierwsza bodaj w naszym mieście odpowiedź z prawdziwego zdarzenia na zapotrzebowanie wrocławian w temacie świeżych i ciekawie przyrządzonych owoców morza oraz ryb. Czy udane?
Przyznam się bez bicia, że zjadłem już chyba wszystko co możliwe z menu tej świeżo otwartej restauracji. Zanim jednak o jedzeniu, to kilka słów należy poświęcić lokalowi: maleńka to przestrzeń, z kilkoma zaledwie stolikami, mieszcząca się w dość mocno uczęszczanych „arkadach” przy ul. Ruskiej (tej części Ruskiej, która znajduje się bliżej placu Pierwszego…o przepraszam Jana Pawła II). Klimat jest, wystrój nie należy do tych przeraźliwie efektownych (w złym tego słowa znaczeniu), a bardziej daje się zamknąć w prostym słowie: schludnie. I bardzo przyjemnie pod względem atmosfery, za którą odpowiadają rozbrajająco szczere właścicielki, jak i obsługa.
Co mamy w menu? Podział jest prosty: dania główne i dania mniej główne, plus dwie zupy.
Z głównych absolutną rewelacją okazały się kalmary faszerowane (dlaczego nie mam ich zdjęcia, nie wiem i złoszczę się na samego siebie). Ryzykowne połączenie kalmarów z mozzarella i boczkiem dało zaskakująco pozytywne efekty. Tego dania przegapić nie możecie – porcja jest solidna a egzekucja dania wprost porywająca. W tym miejscu od razu zaznaczę – lepiej brać wszystkie dania główne z chlebkiem (podrasowywanym na miejscu) niż z frytkami, które wciąż są „kupne” (choć jedna z właścicielek półgębkiem na razie wspominała, że będą robić własne – trzymam kciuki i za słowo). Poza kalmarami doskonale wypadł pstrąg z salsą pomidorową lub ogórkową do wyboru.
Nie będę ukrywał, że poza kalmarami, na stałe w moim sercu zagościły dania mniej główne – zarówno genialna kanapka z gładzicą, w której rewelacją pozostaje połączenie awokado z pikantnym sosem i rybą w panierce, oraz wszelkie owoce morza z frytury – mule, kalmary, sardele, you name it. Bomba na talerzu. Jeśli popróbujecie każdego z nich, wyjdziecie z Wyłowionych przejedzeni.
Zupy także robią całkiem dobrą robotę, choć w przypadku zarówno chowdera, jak i zupy rakowej, wydaje mi się, że dodatkowa szczypta przypraw nie zaszkodziłaby. Jednak przy tak wielu dobrych rzeczach, te szczegóły da się poprawić w trymiga. Będę wracał, bo ceny są przystępne, a jakość dań już na samym początku życia tego miejsca wysoka. Oby tak dalej, czekamy na więcej!
Wyłowione – ul. Ruska 47/48