Płomień olimpijski zgasł – sportowcy wracają do swoich krajów. Nasi z 11 medalami i 33. miejscem w klasyfikacji generalnej. Po srebrze Mai Włoszczowskiej portal gazeta.pl napisał, że to „nasze najlepsze igrzyska w XXI wieku”. Prawda to? Nie, do jasnej cho***y nie!
Spójrzmy na to trzeźwo i bez większych emocji – w liczbach bezwzględnych rzeczywiście medali jest więcej niż w Atenach, Pekinie i Londynie. Jednak w Atenach i w Pekinie było przecież więcej złotych, w tym kontekście jedynie Londyn przegrywa. Czy poczucie też jest takie, że Rio to lepsze igrzyska niż Londyn? Wątpię.
Do Londynu polska reprezentacja olimpijska jechała bez nastawiania się i zdobyła tyle, na ile było ją stać. Mogła więcej? Oczywiście – Anita powinna być już wtedy złota, a Kawęcki mógł spokojnie wejść na podium. Nie było jednak pompowania balonika oczekiwań, który przed Rio napełniono do granic możliwości. Były ku temu oczywiście podstawy – mistrzostwo świata siatkarzy w 2014 roku, medal ręcznych w Katarze i zwycięstwo w klasyfikacji medalowej lekkoatletów podczas tegorocznych Mistrzostwo Europy w Amsterdamie. Zdobyliśmy podczas tych mistrzostw 12 medali, w tym 6 złotych. Ile w Rio zdobyli lekkoatleci? 3, po jednym z każdego kruszcu.
Ktoś powie, że lekkoatletyka europejska w zetknięciu ze światem musi ponieść porażkę i zgoda, ale nie do tego stopnia. Mocarstwowe plany Adama Kszczota, kompromitacja Angeliki Cichockiej i już słynna sesja eliminacyjna Pawła Fajdka, który nagrał potem niezwykle łzawą wiadomość dla kibiców – symbole porażki polskiej lekkiej atletyki w Rio. Jednak nie te porażki były najgorsze, a tłumaczenie ich, które zawsze sprowadzało się do jednego: Nie wiem co się stało, przecież byłem dobrze przygotowany. Jeśli byłeś/byłaś tak dobrze przygotowany, to skąd porażka i to często bez walki. Oczywiście byli tacy, którzy walczyli – Piotr Lisek, wspaniała dziewczyna Maria Andrejczyk czy Wojciech Nowicki, który w końcu zdobył ten medal. Niestety jednak większość albo nie rozumiała swoich porażek, albo co gorsza była z nich wręcz zadowolona. Przypomnę wywiad z Anną Jagaciak, reprezentantką Polski w trójskoku, która skoczywszy 30 centymetrów mniej od swojego rekordu życiowego, zajęła 10 miejsce w finale w Rio. Czy z tego można być zadowolonym? Otóż tak i to bardzo! O wywiadach z innymi lekkoatletami wspominać nie chcę, gdyż przypomina mi się od razu jedynie występ rozżalonej Joanny Jóźwik, nad którym spuścić warto zasłonę milczenia.
Lekkoatleci chociaż coś do Polski przywieźli. Symbolem polskiego Rio okazali się siatkarze, pływacy i tenisiści. Ci pierwszy pokazali, że są rzeczywiście mistrzami świata z nazwy i nikt nie powie chyba, że byli bliscy wygrania ćwierćfinału z Amerykanami. A przecież tylko o ten mecz chodziło. Nieważny jest styl zwycięstwa z Argentyną czy kapitalna potyczka z Iranem, bo kiedy przegrywa się w 1/4, odpada się z turnieju. Brutalne, ale nasi wiedzieli o tym i zrobili niewiele, by sprawy się potoczyły inaczej.
Co do pływaków – dziwi mnie to, że nie posypały się jeszcze dymisje w związku. Żaden z polskich pływaków nie doszedł do finału swojej konkurencji. Dwóch było w półfinałach i zajęli 10. miejsca. Nie mam pretensji do Konrada Czerniaka, którego działacze pozbawili jednego startu (nie zgłosili zawodnika i mówią, że nie mają sobie nic do zarzucenia!!!) ani tym bardziej do Kacpra Majchrzaka, który pobił rekord Polski. Obaj walczyli. Mam natomiast pretensje do Radosława Kawęckiego, który zgodnie z przyjętą zasadą stwierdził, że nie wie co się stało, a jego trener Paweł Słomiński mu przyklasnął. Mam też wielkie do Pawła Korzeniowskiego, który nawet nie próbował walczyć na setkę motylkiem. Ktoś musi ponieść za to odpowiedzialność!
W końcu tenisiści – Agnieszka Radwańska podczas trzech igrzysk wygrała…jeden mecz. Debliści wygrali mecz, żeby odpaść z parą, która oczywiście nie miała szans w następnej rundzie. Janowicz walczył, ale w ostatecznym rozrachunku także przegrał. Tak wyglądał pierwszy tydzień naszych zmagań.
W drugim zaś mieli się pojawić ciężarowcy, ale wszyscy wiemy co się wydarzyło. Oczywiście są niespodzianki – niesamowita, waleczna Monika Michalik, wspaniała Oktawia Nowacka i powracająca w wielkim stylu Maja. Same panie, a przecież jeszcze były 2 razy kajakarki i 2 razy wioślarki, w tym złote Fularczyk/Madaj. 3 męskie medale z naszej jedenastki można uznać za spodziewane. Co smutniejsze, te największe porażki ponosili także panowie z Fajdkiem na czele.
To nie były wcale dobrze igrzyska dla nas. Może i było w nich wiele naszych emocji, ale niestety głównie łabędzi śpiew oraz płacz i zgrzytanie zębów. Potwierdziło się, że jeśli mamy kilku pewniaków na medale, to tylko 1/3 z nich coś naprawdę osiągnie. Ciekawe czy kiedyś dożyjemy czasów, w których pewniacy naprawdę będą pewniakami. Gdyby nie Anita, trudno byłoby pamiętać o naszym występie w Rio.
Maciej Stasierski