Od kilku lat Wrocław stara się być nowoczesnym, prawdziwie europejskim miastem. W ramach programu „Wrocław bez barier” organizowane są plebiscyty miejsc przyjaznych niepełnosprawnym, powstające inwestycje chwalone są za nowoczesność i udogodnienia dla osób na wózkach. Czy jednak życie w mieście spotkań rzeczywiście jest tak kolorowe dla ludzi niepełnosprawnych?
Na cały czerwiec Wrocław, jako jedno z miast gospodarzy na Euro 2012, zamienił się w stolicę fanów piłki nożnej. Ostatnie lata upłynęły pod znakiem wielkich inwestycji powstających specjalnie z myślą o tej imprezie, a najważniejszą z nich był nowy Stadion Miejski. Przez jednych uznawany za najpiękniejszy w Polsce, wyśmiewany przez innych za wygląd białej szmaty, do potrzeb osób niepełnosprawnych został przygotowany jednak całkiem dobrze.
Umieszczono tam 104 siedzenia dla osób na wózkach i ich opiekunów, specjalne miejsca parkingowe na tym samym poziomie, odpowiednie toalety, a nawet punkty gastronomiczne. Mimo to niepełnosprawni i tak mogli poczuć się dyskryminowani. Na wszystkie imprezy organizowane na stadionie przed Euro opiekunowie osób na wózkach musieli kupować bilety, które niekoniecznie były objęte zniżką.
Opiekunami dla osób niepełnosprawnych są często wolontariusze od których nie można wymagać aby sami pokrywali koszty wstępu na tego typu wydarzenia. Tymczasem chociażby podczas Monster Jam na Stadionie Miejskim tańsze bilety mógł kupić tylko wózkowicz – jego opiekun płacił już normalnie.
Z jeszcze większymi utrudnieniami ludzie na wózkach mogli spotkać się na powstałym dworcu tymczasowym, podczas gdy remontowany był wrocławski dworzec główny. Choć w środku wszystko wydawało się być zrobione bardzo sprawnie i nowocześnie, niepełnosprawni często narzekali na niedziałające windy, którymi chcieli dostać się z tunelu na perony. Prawdziwa katorga zaczęła się jednak dopiero wtedy, gdy tunel główny został zamknięty, a na perony prowadził jedynie tunel boczny. Prowadził na nie oczywiście stromymi schodami.
W tym momencie osoby na wózkach zostały skazane na łaskę osób trzecich, nie mówiąc już o tych, którzy poruszają się wózkami elektrycznymi – aby wnieść go po stromych schodach potrzeba nie jednej, a trzech czy czterech ludzi. Schody stanowiły także ogromny problem dla kobiet z wózkami czy starszych ludzi. PKP szczerze przyznało, że podczas natłoku prac remontowych, umknęła im sprawa osób na wózkach. Podczas całego remontu nawet dla zdrowych osób poruszanie się po terenie dworca i próby dostania na odpowiedni peron były koszmarem, jednak niepełnosprawni zostali praktycznie odcięci od możliwości podróżowania.
Również remonty na wrocławskich Maślicach wiązały się z ciężką sytuacją wózkowiczów. Przygotowywanie terenu pod stadion, rozbudowa infrastruktury wokół nowych obiektów, budowa Autostradowej Obwodnicy Wrocławia, powstające nowe osiedla czy dyskonty przez kilka lat utrudniały życie mieszkańcom tamtych terenów. Pomijając zdewastowane ulice, trawniki, hałas, pękające ściany w mieszkaniach przez drgania z AOW, poruszanie się w tamtych okolicach na wózku było po prostu niebezpieczne.
– Mieszkam przy Królewieckiej i podczas remontów była to dla mnie strasznie ciężka próba – opowiada niepełnosprawny mieszkaniec Maślic. – Czasem nie miałem jak dostać się z jednej strony chodnika na drugą, na przystanek autobusowy. Samochody jeżdżą tam bardzo szybko, a jakiekolwiek próby interwencji u straży miejskiej oczywiście nic nie dawały.
Wrocławianie zamieszkujący na Maślicach byli zdesperowani do tego stopnia, że skierowali do prezydenta miasta specjalną petycję, grożąc, że wymeldują się z Wrocławia, by nie płacić podatków, skoro miasto stawia ich w takiej sytuacji. Groźby niewiele oczywiście dały, odpowiedzi na petycje były ogólnikowe, omijające sposoby rozwiązania problemów, odbijające piłeczkę do innych instytucji.
Co jakiś czas we Wrocławiu organizowane są akcje mające na celu dostosowanie miejsc publicznych i miejskiej architektury do potrzeb niepełnosprawnych. Jedną z nich był happening „Architektura dla wszystkich” zainicjowany przez studentów Politechniki Wrocławskiej, którzy przez godzinę poruszali się po rynku mając na oczach przepaski. Tego typu wydarzenia nadają oczywiście bardzo pozytywny wydźwięk, pokazują, że miasto interesuje się, troszczy i dba o inwalidów. Niestety w trudnych, codziennych sytuacjach chorzy mogą liczyć tylko na siebie. Życie wózkowiczów to nie tylko problemy z parkowaniem, dostaniem się do urzędów czy na stadion.
Najzwyklejsze poruszanie się po centrum miasta już stanowi prawdziwe wyzwanie, jak chociażby próba przedostania się z Galerii Dominikańskiej do Rynku. Ten z pozoru krótki i prosty odcinek jest zupełnie niepraktyczny z punktu widzenia osoby niepełnosprawnej, zaczynając od stromych i niemożliwych do pokonania zjazdów w przejściach podziemnych. Na samym Rynku szczeliny między kostkami są tak duże, że jazda wózkiem grozi zwyczajnym wywróceniem się. Ten problem został już na szczęście rozwiązany – do wiosny 2014 roku ma zakończyć się generalny remont nawierzchni, a brukowe kostki zostaną zastąpione gładkimi płytami granitowymi.
– Bardzo mnie to cieszy, ale to wciąż kropla w morzu naszym potrzeb – opowiada Andrzej, 48-letni niepełnosprawny wrocławianin. – Dla mnie największym problemem są za wysokie krawężniki na wielu ulicach, czy brak podjazdów. Zdarza się nawet, że mam problem z wjechaniem do sklepu, bo wejście jest za wąskie. Wątpię, żeby takie sprawy zostały szybko rozwiązane, ale raz nie miałem nawet jak wjechać do sklepu w galerii bo bramki były za wąskie. To już lekka przesada. Chociaż na pewno i tak jest lepiej niż było kiedyś – podsumowuje.
Wśród najczęściej wymienianych potrzeb jest także większa ilość niskopodłogowych autobusów i tramwajów, bo niekiedy trzeba naprawdę długo czekać na przystanku, a także stare budownictwo. Na osiedlach z wielkiej płyty, jak chociażby wrocławski Gaj w każdej klatce znajduje się winda, jednak aby wejść do bramy trzeba zaliczyć kilka schodków, albo spróbować pokonać stromy wjazd, co w praktyce nie jest oczywiście możliwe. Nowe budownictwo już coraz rzadziej wiąże się z tego typu kłopotami, ale nie każdego też stać na mieszkanie tam.
– Dla mnie dużym problemem było studiowanie przez trzy lata na Dolnośląskiej Szkole Wyższej – opowiada Kasia, która na wózku porusza się od dziecka – W każdy weekend miałam zajęcia w dwupiętrowym budynku bez windy. Specjalnie dla mnie większość zajęć odbywała się na parterze, ale nawet żeby tam się dostać trzeba było pokonać kilka schodów. Byłam więc skazana na uprzejmość znajomych z roku, to naprawdę uciążliwe. Choć ludzie są mili, chcą pomagać – dodaje.
Wrocławskie uczelnie to dość duży problem. Nowe, remontowane budynki mają oczywiście wszystkie udogodnienia potrzebne niepełnosprawnym, ale ciężko znaleźć środki na renowację każdego instytutu. Wózkowicz może zapomnieć na przykład o studiowaniu na kulturoznawstwie na Uniwersytecie Wrocławskim, chyba że znajdzie chętnego, który codziennie będzie wnosił go po stromych schodach czteropiętrowych starych budynków przy Szewskiej. Uczelnie tłumaczą się oczywiście brakiem pieniędzy, mimo dobrych chęci koszty kapitalnych remontów i specjalistycznych sprzętów są bardzo wysokie.
Na miejskiej mapie znaleźć można dziś tysiąc miejsc przyjaznych niepełnosprawnym z certyfikatem „Wrocław bez barier”. Nawet jeśli sama ilość jest dość imponująca, to czasem dopiero próba dostania się z jednego takiego miejsca do drugiego stanowi prawdziwą barierę. Czy z czasem Wrocław rzeczywiście będzie mógł pochwalić się wizytówką miasta przyjaznego inwalidom? Oby z próbami dążenia do tego tytułu nie skończyło się tak, że pochłaniające grube miliony inwestycje, dla niepełnosprawnych będą po prostu bezużyteczne.
Jagoda Uklejewska