Jemy coraz częściej poza domem. Odkrywamy nowe smaki, uczymy się kultury restauracyjnej, a wyjście do restauracji przestajemy traktować w kategorii święta. Jednak przy ilości restauracji, spośród których możemy wybierać miejsce na śniadanie, obiad i kolację, nie tylko jedzenie jest odpowiedzialne za to, aby do takiego miejsca chciało się wrócić. Sama zwracam uwagę na kilka rzeczy, które sprawiają, że restauracja albo bistro lądują na mojej liście ulubieńców.
Dobre jedzenie
Wymóg absolutnie konieczny i co do tego nikt chyba nie ma wątpliwości. Chcę wracać do miejsc, które dobrze karmią. I nie musi to być kulinarne odkrycie na miarę gwiazdki Michelin. Równie mocno cenię restauracje, w których zawsze zjem porządnego schabowego albo pierogi ruskie z cienkim ciastem i dobrze doprawionym farszem. Szczególnie mocno jestem przywiązana do restauracji, które reprezentują równie wysoki poziom całą swoją kartą – w międzyczasie karta może ulec zmianie, a ja po wejściu i wyborze na chybił trafił, dostaję pyszne danie.
Zainteresowana obsługa
Nie dla każdego praca kelnera jest życiowym powołaniem, a kelnerami i kelnerkami często bywają osoby, dla których jest to tylko pewien etap przejściowy w życiu zawodowym. Rozumiem to, jednak lubię mieć w restauracji poczucie, że jestem osobą mile widzianą – nikomu nie przeszkadzam, nie irytuję, a moja obecność nie wydaje się być zbędnym balastem. Uważam, że praca kelnera/kelnerki jest ciężka, bo trafiają się różni klienci, jest dużo rzeczy do zrobienia, a gastronomia to nie miejsce na odpoczynek. Dlatego bardzo doceniam wiedzę o karcie i jej składnikach, uśmiech, umiejętność pojawiania się w odpowiednich momentach. A najbardziej lubię tych, którzy pytają, czy smakowało i są zainteresowani odpowiedzią. Powodzenie restauracji zależy w ogromnej mierze od ludzi i dlatego załoga powinna być odpowiednio szkolona, ale również wynagradzana przez właścicieli restauracji.
Szczerość
Bardzo cieszy mnie obecny trend, który wiąże się z wybieraniem lokalnych składników, sezonowością, kładzeniem nacisku na jakość. I dlatego bardzo odstrasza mnie od ponownej wizyty „ściema”. Jeśli w karcie pojawia się informacja, że jest to menu zimowe i sezonowe, a na moim talerzu ląduje rzodkiewka, to zaczynam wątpić w szczerość. A kiedy okazuje się, że zamiast szeroko opisanych zagrodowych serów jako dodatek do dania pojawia się wątpliwej jakości ser żółty w kostce, to od razu mam mniejszą ochotę na ponowne wizyty i degustacje.
Atmosfera
To nie tylko spójny wystrój i myśl przewodnia lokalu. To też pewnego rodzaju „chemia” między mną a tym miejscem, która zachęca do powrotów. Bardzo lubię przytulną atmosferę i to coś, trochę nieuchwytnego, co powoduje, że czuję się, jakbym wpadała w odwiedziny do bliskich znajomych, a nie do obcego miejsca. Nie musi to być konkretny rodzaj wystroju czy zachowania obsługi – jednak nie da się ukryć, że są restauracje i bistra, które mają „to coś” i jak w każdym związku – musi między nami zaiskrzyć.
Obecność w mediach społecznościowych
Wpisuję ten punkt jako ostatni, bo prawdopodobnie dla wielu osób będzie mniej istotny. Jednak jako że jestem zawodowo związana z marketingiem kulinarnym, to śledzę mnóstwo profili gastronomicznych na Facebooku i Instagramie. Podglądam, często wchodzę w dyskusję, przypatruję się, jak wygląda komunikacja. I zdarza się, że właściciele, którzy sami prowadzą profile swoich lokali, okazują się być niesympatyczni, kiepsko reagują na negatywne opinie, lekceważą klientów. Możliwe, że kuchnia w ich restauracji działa lepiej, ale ja już mam dużo mniejszą ochotę na kolejne odwiedziny.