Takie filmy pojawiają się w Polsce niezwykle rzadko, a w aktualnej sytuacji politycznej naszego kraju jeszcze rzadziej. Nie jest bowiem łatwo podjąć się tematu, który pokazuje Polaków jako oprawców, a trudno mówić o czymś innym w kontekście obozów jenieckich, w których pod koniec wojny przetrzymywani byli Niemcy. Potrzebne są takie filmy, potrzebne jest trzeźwe spojrzenie na tę kwestię. Niestety Zgoda Macieja Sobieszczańskiego zatrzymała właśnie w tym momencie, z filmowego punktu widzenia będąc rozlazłym romansidłem bez happyendu.
Trójkąt miłosny w takim kontekście fabularnym to pomysł bardzo ryzykowny. Maciejowi Sobieszczańskiemu ewidentnie zabrakło sprawności, żeby dobrze w tej historii rozłożyć akcenty. O czym w ogóle mowa? W obozie jenieckim sanitariuszką jest Anna (Zofia Wichłacz na autopilocie włączonym jeszcze za czasów Miasta 44). Jednym z niemieckich jeńców jest Erwin (najjaśniejszy aktorskim punkt filmu – Jakub Gierszał), z którym łączy ją uczucie jeszcze z czasów przedwojennych. W ten cały układ swoje trzy grosze stara się jeszcze wrzucić niejaki Franek (fatalny Julian Świeżewski), który po wielu staraniach dostaje przydział do straży obozu. Dzięki temu może być bliżej Anny, którą kocha.
Sobieszczański zamiast spróbować połączyć wodę z ogniem, czyli scenerię obozu z miłosną intrygą, z której nie do końca wiadomo co może wyniknąć, wybrał drogę ucieczki. Otworzył wątki, których nie pozamykał do końca. Nie zbudował solidnie bohaterów, więc postanowił ich chociaż ubrać w ładne kostiumy. Nie stworzył między nimi relacji, ale za to posłużył się świetnymi, brudnymi zdjęciami, które doskonale imitowały kino artystyczne. Ambicje, które niewątpliwie stały za pomysłem Sobieszczańskiego,rozbiły się o jego brak doświadczenia. Szczególnie we wspomnianej kwestii rozłożenia akcentów – całość emocjonalnej siły Zgody, której niestety wyjątkowo brakuje szczególnie w drugiej połowie filmu, wynika nie z zaproponowanej konwencji gatunkowej, a z naturalnej siły historii, która musi poruszać. Mogłaby jednak poruszyć bardziej, gdyby Sobieszczański umiał nam lepiej to uzasadnić, mocniej podjąć próbę rozliczenia z przeszłością, zamiast skupiać się na błahym i wyjątkowo beznamiętnie poprowadzonym romansie trójki bohaterów. Historia to bowiem tak stara, jak świat – dwóch mężczyzn walczy o jedną kobietę. Którego wybierze? Czy coś może zmienić jej postawę? Po kilkunastu minutach seansu Zgody odpowiedź na te pytania przestaje nas interesować. Podobnie zresztą jak cały wątek poboczny życia obozowego, który Sobieszczański przedstawia płytko.
Przed wielką porażką bronią tego filmu wszystkie elementy techniczne oraz Gierszał i wspaniały epizod Danuty Stenki, która gra kochającą, ale niekochaną matkę Franka. Po jednej scenie konfrontacji Stenki i Świeżewskiego widać dobrze, kto jest jednym z najlepszych aktorów w Polsce, a kto jest na antypodach tego stwierdzenia i nigdy nie powinien dostać pierwszoplanowej roli w takim filmie. Szkoda zmarnowanego potencjału.
Ocena: 5/10