My, Polacy nie umiemy niestety opowiadać o swojej historii bez zbędnego zadęcia, moralizatorstwa, martyrologii. Wielu powiedziałoby, że takie nasze losy, która wymuszają bardzo poważne do nich podejście. Niemniej jeśli inni potrafią spojrzeć na swoją przeszłość z większym dystansem, to dlaczego my nie? Filmem „80 milionów” Waldemar Krzystek stara się to zmienić. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jest to jednak być może początek nowej fali. Błyskotliwy, dodajmy.
Krzystek opowiada znaną wszystkim Wrocławianom historię pobrania przez działaczy „Solidarności” – Piotra Bednarza (w tej roli Maciej Makowski), Stanisława Huskowskiego (znakomity Wojciech Solarz) oraz Józefa Piniora (znany z „Brzyduli” Krzysztof Czeczot) – 80 milionów złotych z należącego do związku konta. Bohaterowie, wspierani przez Władysława Frasyniuka, przyczynili do zachowania przez związek pieniędzy w przeddzień wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.
Waldemar Krzystek, reżyser „Małej Moskwy”, często sięga po bardzo poważne, trudne tematy. Takim jest na pewno nasza historia współczesna, bardzo niejednoznaczna. Wielką zaletą jego filmów jest fakt, że potrafi takie tematy zaadaptować na sprawnie skonstruowane kino popularne. „80 milionów” jest tego przykładem z bardzo wysokiej półki. Krzystek w inteligentny sposób kreśli scenerię wydarzeń, które doprowadziły jednej z najbardziej brawurowych akcji w historii „Solidarności”. Wielką zaletą filmu jest to, że nie ucieka on od pokazania PRLu w jego najgorszej formie – z rozpadającymi się samochodami, odrapanymi, koszmarnymi plombami i pustymi półkami w sklepach. Niemniej widać od razu, że Krzystek nie patrzy na ten świat ze złością. Raczej ironicznie naśmiewa się rzeczywistości, która zastała bohaterów historii. Wie jednak dobrze, kiedy narzucić bardziej poważną tonację. Po świetnej prezentacji następuję kulminacja w postaci wspomnianej akcji, która jest sekwencją naprawdę wyśmienicie skonstruowaną. Mamy tutaj jedną z najbardziej dramatycznych i jednocześnie śmiesznych scen w postaci pościgu w fiatach 125p – prawdziwa perełka. Wydawać by się mogło, że od tego momentu film będzie powali tracił tempo i zacznie męczyć. Na szczęście Krzystek ani na moment nie traci koncentracji. Nie jest to zapewne najbardziej subtelny reżyser, ale za to sprawny, dzięki czemu film do ostatniej minuty pozostaje świeży i ekscytujący.
Krzystek poza świetnie przedstawioną historią nie zapomina o swoich bohaterach. Kreuje ich na swego rodzaju herosów, bohaterów swoich czasów, którzy z jednej strony są zapewne świadomi swojej roli, z drugiej obawiają się odpowiedzialności. Świetnie tę dwoistą naturę pokazują młodzi aktorzy: Solorz, Czeczot i Makowski. Jedynie Filip Bobek nie ma nic do zagrania, co można uznać za negatywną stronę filmu. Zupełnie jakby Władysław Frasyniuk nie miał żadnego wpływu na wydarzenia, które wpłynęły na losy całej „Solidarności”. A czy tak było naprawdę? Drugim problemem filmu „80 milionów” jest fakt, że głównych bohaterów swoją brawurą przyćmiewa bohater negatywny – kapitan Sobczak. Grający go Piotr Głowacki jest absolutnie niesamowity, jego ekspresyjna, genialnie wykoncypowana kreacja to perełka. Wystarczy spojrzenie w oczy aktora, by zobaczyć szaleństwo i determinację bohatera, którego gra. Świetne są też epizody, z których wyróżniają się szczególnie przedstawiciele Kościoła – jak zwykle kapitalny Krzysztof Stoiński jako „Żegota” oraz chyba jeszcze lepszy Adam Ferency jako arcybiskup Gulbinowicz.
„80 milionów” to idealny przykład tego, że w Polsce da się zrobić kino historyczne w formie gatunku czysto rozrywkowego. Waldemar Krzystek po raz kolejny udowodnił, że potrafi połączyć poważną tematykę ze znakomicie strawną formą. Jeden z najlepszym polskich filmów tego roku. Dodatkowo smakowity kąsek dla każdego Wrocławianina.
Maciej Stasierski