Francja to kraj dotychczas kojarzony głównie z dobrym winem i przepysznym jedzeniem. Jakiś czas temu zaczął się też kojarzyć z pewnym paradoksalnie bardzo trudnym gatunkiem filmowym, szczególnie dla twórców rodzimej kinematografii. Mam tutaj na myśli…komedię romantyczną. Pewnie zapytacie: trudnym? Przecież nic prostszego nakręcić obyczajowy film, w którym będzie trochę śmiechu. Jak dowodzą nie tylko polscy, ale ostatnio też coraz częściej amerykańscy filmowcy jednak nie jest to tak banalny gatunek. Niemniej Francuzi znaleźli na niego swego rodzaju receptę, czego przykładem jest film „Kobiety z 6. piętra”.
Jean-Louis (w tej roli niesłychany aktor Fabrice Luchini) wydaje się mieć względnie poukładane życie. Jest szefem dobrze prosperującej firmy brokerskiej, ma piękną, choć może nieco zbyt zdystansowaną żonę (Sandrine Kiberlain). Jego życie przewróci się o 180 stopni po zatrudnieniu nowej pokojówki – Hiszpanki Marii (Natalia Verbeke). Dzięki niej i jej koleżankom pozna inną stronę ludzkiej egzystencji…
Fabuła prosta jak drut, właściwie pretekstowa. Emocje również dość mocno przewidywalne. Jak to się więc dzieje, że mimo wszystko taka wydmuszka bawi i wzrusza? Nie wiem, ale poddaje się temu bez większego oporu. Obraz Phillipe’a Le Guaya ma poza wymienionym jeszcze kilka wad. Jest nieco przydługi, a zwroty w akcji przebiegają w nim tak gładko, że aż nieprawdopodobnie. Niemniej całość ogląda się z bardzo dużym zadowoleniem, bez irytacji, z uśmiechem na twarzy. Czegóż chcieć więcej od rozrywki na piątkowy wieczór, jak odprężenia i niezłej zabawy. Le Guay pozostaje przy tym twórcom bardzo inteligentnym, bo wie kiedy wycofać się na pozycje defensywne. Jego reżyseria jest więc bardzo klasyczna, nie żongluje nieznośnie fabuła. Pozwala za to rozwinąć się temu, co jest motorem napędowym całej akcji – swoim bohaterom z Jean Louis na czele. Dorzuca do tego zupełnie niewysilony, momentami całkiem błyskotliwy humor i przepiękną nastrojową muzykę.
Prawdziwą gwiazdą filmu jest Fabrice Luchini. Nie mam słów, które mogłyby opisać mój zachwyt nad tym aktorem. Jego styl to połączenie pewnej niezdarności z klasą i wysublimowaniem. Luchini w genialnie subtelny sposób ukazuje przemianę swojego bohatera. Pomaga mu w tym oczywiście solidnie napisany scenariusz. Na drugim planie obserwujemy plejadę wspaniałych hiszpańskich aktorek ze znanymi z filmów Almodovara Carmen Maurą i Lolą Duenas. Najlepsze są jednak grająca Marię Natalia Verbeke i kradnąca każdą scenę Berta Ojea jako Dolores.
„Kobiety z 6. piętra” nie są na pewno najlepszym francuskim filmem roku. Nie należą nawet do najlepszych francuskich komedii obyczajowych. Są troszkę za długie i nieco zbyt oderwane od rzeczywistości. Są też jednak urocze, zabawne i pięknie zagrane. A Fabrice’a Luchiniego trzeba jak najmocniej eksploatować, bo to aktor absolutnie genialny!
Maciej Stasierski